- Nie dziwię się, że Pan Bóg Robertowi zaufał - mówi ks. Dariusz Ostrowski, proboszcz parafii św. Stanisława BM w Rabie Wyżnej.
Przekonuje też, że zapracować można na emeryturę lub złoty medal. - Bycie biskupem to wzięcie pod opiekę wspólnoty dzieci Bożych, które trzeba zaprowadzić do domu Ojca. Czy więc można sobie zapracować na to, by Ojciec niebieski zaufał człowiekowi i powiedział mu: "Paś owce moje"? Jeśli dobrze znam naszego Pana, to rzadko kiedy posługuje się ludźmi, którzy sobie "zapracowali". Najczęściej wybiera to, co niepozorne, słabe, to, co głupie w oczach świata - mówi ks. Dariusz i dodaje, że ks. Robert nie ma koncie poważnych tytułów naukowych jak kard. Cantalamessa ani spektakularnych sukcesów duszpasterskich jak ks. Bashobora. - Jednak gdy wspomnę jego relacje z młodzieżą, którą się opiekował na Ruczaju czy na Piaskach Nowych w Krakowie, albo jego byłych parafian z Rio, to nie dziwię się Panu Bogu, że Robertowi zaufał - podkreśla.
Wskazuje również, że tym, co da się zauważyć już w pierwszych chwilach spotkania z Robertem, są jego uśmiech i niepohamowana energia. - Duszpasterstwo to jego żywioł. Czegokolwiek się chwyci, robi to pomysłowo, z zapałem, a potem się tym cieszy jak dziecko. W kontaktach z człowiekiem nie potrafi stworzyć jakiejś bariery. Jest bardzo otwarty i przyjazny ludziom - wylicza proboszcz z Raby Wyżnej.
Co więcej, tę energię ks. Roberta dało się zauważyć już w czasach seminarium. Zaangażował się tam w duszpasterstwo osób niepełnosprawnych, dlatego wakacyjne plany zawsze musiały uwzględniać wyjazd na obóz z niepełnosprawnymi. Angażował się też we wszystkie rocznikowe akcje. - Zawsze potrafił znaleźć dla siebie pole do działania i jak się za coś zabrał, to był w tym niezastąpiony. Wierzę, że w osobie bp. Roberta archidiecezja krakowska, a także Kościół w Polsce otrzymują dobrego duszpasterza, który wniesie w nasz katolicyzm powiew świeżości i brazylijskie doświadczenie. Być może to jest właśnie odpowiedź Pana Boga na obecny kryzys chrześcijaństwa w naszej ojczyźnie? - zastanawia się ks. Ostrowski.
Z kolei ks. Dariusz Raś, archiprezbiter bazyliki Mariackiej w Krakowie, nie kryje radości, że dwóch kapłanów wyświęconych w roku 1994 zostało tak bardzo dostrzeżonych i docenionych przez Ojca Świętego. Pierwszy to ks. Zdzisław Błaszczyk, który 4 grudnia 2019 r. został mianowany biskupem pomocniczym archidiecezji Rio de Janeiro, a drugi to właśnie ks. Chrząszcz, który zostawia pracę misyjną w Brazylii i wraca do Krakowa. - To wielki honor dla naszego rocznika i święto dla diecezji - mówi ks. Raś, a ks. Bogusław Seweryn, proboszcz w parafii Narodzenia NMP w Gdowie, dodaje, że Duch Święty wieje, jak chce, bo dopiero co jeden kolega został pożegnany i inkardynowany do archidiecezji w Rio, a już trzeba witać drugiego kolegę, który wraca z tego samego kraju.
Ksiądz Raś opowiada też anegdotę, którą dobrze znają rocznikowi koledzy nowego biskupa. Nie było bowiem tajemnicą, że ks. Chrząszcz, choć ma mnóstwo talentów, talentu do śpiewania nigdy nie miał. W swojej pierwszej krakowskiej parafii (na Ruczaju) dostał jednak za zadanie opiekę nad scholą. Ku zdumieniu wszystkich wkrótce wygrał z tą scholą festiwal piosenki religijnej. Jak mu się to udało? Tego nie wie nikt. - Teraz, gdy do nas wróci, będziemy słuchać nie tylko jego śpiewu, ale przede wszystkim jego słów, które będzie wygłaszał w różnych parafiach diecezji - mówi ks. Raś.
Ksiądz Piotr Grotowski, proboszcz parafii św. Stefana w Lipnicy Małej, przypomina jeszcze jeden fakt. Otóż biskup nominat pochodzi z Kalwarii Zebrzydowskiej, z rodziny stolarzy. Ten fach ks. Robert poniekąd ma więc "w ręce" i w wielu sytuacjach potrafi go dobrze wykorzystać. Tak było już w seminarium, a rocznik zawdzięcza mu m.in. wykonanie pięknego drewnianego tableau w kształcie hostii.