Dzisiejszy dzień zwyczajowo poświęcony jest zadumie. Refleksji nad życiem, które tutaj na ziemi zawsze się kończy.
Dzisiejszy dzień zwyczajowo poświęcony jest zadumie. Refleksji nad życiem, które tutaj na ziemi zawsze się kończy. Kwestią otwartą jest natomiast to, jak je przeżyjemy. Czy dany nam na ziemi czas przybliży nas do Stwórcy, czy wręcz przeciwnie, oddali od Niego. I nie ma tutaj znaczenia jak długo to życie trwało, bo w ostatecznym rozrachunku liczy się decyzja naszego serca – będziemy bowiem sądzeni nie z liczby lat, tylko z miłości do Boga i człowieka. I przypomina nam o tym nie tylko dzisiejszy nastrój, ale i dzisiejszy patron, który wydaje się na pierwszy rzut oka niezwykle spieszyć. Święty Malachiasz, bo o nim tu mowa, przyszedł na świat pod koniec XI wieku w Irlandii. Szybko stał się uczniem pewnego głośnego w owym czasie ascety. Szybko został kapłanem. Szybko opatem w Bangor. I szybko wyświęcono go na biskupa Connor. Skąd ta szybkość? Z irlandzkiej zapalczywości wyssanej z mlekiem matki? Z kruchości życia, która w surowym klimacie wyspy widoczna była jak na dłoni? A może z lęku o to, ile czasu mu jeszcze zostało zanim wezwie go przed swoje oblicze Pan Bóg? To całkiem uprawomocnione domysły, ale życiorysy św. Malachiasza jako źródło owej szybkości wspinania się po hierarchicznej drabinie Kościoła widzą gorliwość. Gorliwość o kościół, gorliwość o wiernych, gorliwość o to, by Dobra Nowina znana była każdemu, to właśnie napędzało św. Malachiasza. Dostrzegł to już zresztą za jego życia jego serdeczny przyjaciel, św. Bernard z Clairvaux. Pisał on bowiem o św. Malachiaszu, że ten święty biskup bez wytchnienia chrzcił, udzielał bierzmowania, nawoływał do zawierania małżeństw kościelnych, wykorzeniał barbarzyńskie obyczaje, których w owym czasie w Irlandii nie brakowało. Jednak w tym pędzie ku Bogu, nasz patron nie stosował wobec siebie żadnej taryfy ulgowej - wszystkiemu temu. o czym mówił i do czego zachęcał, dawał świadectwo swoim własnym, ascetycznym życiem. I to przemawiało bardziej niż tysiące wzniosłych słów, i zmieniało ludzi. Nie tylko zresztą wiernych, za których odpowiadał, ale także podległych mu kapłanów i braci w biskupstwie, bo ówczesna sytuacja w Irlandii daleka była od wzorcowej. Dość powiedzieć, że św. Malachiasz nie został prymasem Irlandii tylko dlatego, bo znalazł się na to miejsce biskup Maurycy, który uważał, że ten urząd należy dziedzicznie do jego i tylko jego rodziny. Kiedy więc po dwóch latach Maurycy zmarł, zaraz po nim do godności prymasa zgłosił się jego najbliższy krewny, Nigellus. A co wtedy zrobił św. Malachiasz? Zamiast toczyć wojnę i dzielić kościół, nadal robił swoje. Bo Malachiasz wiedział, że ludzie są ułomni. I małostkowi. I to wszyscy, bez względu na powołanie i miejsce zajmowane w Kościele. Ale nasz dzisiejszy patron ufał też w to, że Bóg jest większy. I to jego zaufanie Bogu ponad wszystko sprawia, że i my ufamy w chwałę, jakiej dostąpił po swojej śmierci 2 listopada roku 1148 w Clairvaux, gdy św. Malachiasz, dzisiejszy patron, umarł dosłownie na rękach swojego przyjaciela, założyciela cystersów, św. Bernarda.