Każda rewolucja ma pierwotnie szczytne cele, chce dokonać zmiany świata na lepszy, nieomal rajski.
Każda rewolucja ma pierwotnie szczytne cele, chce dokonać zmiany świata na lepszy, nieomal rajski. Jednak raju na ziemi ludzkimi siłami zrobić się nie da, a cel – nawet najszczytniejszy - nie może uświęcać środków. Dlatego te wszystkie wielkie projekty odnowy świata, jeżeli nie zaczynają się od odnowy naszego serca, kończą się zawsze tak samo. Jak? Za wszystkie, nawet najszczytniejsze rewolucyjne idee, zawsze ostatecznie płaci zwykły, Bogu ducha winny człowiek. Dokładnie ten sam, w imię którego owa wielka zmiana była inicjowana. A jeżeli ośmieli się on mieć zdanie odrębne wobec głosu większości, to do pełnego rachunku zostanie dopisane także jego życie, które odbierze mu się oczywiście w imię wyższych celów. I żeby nie być gołosłownym Kościół przypomina nam dzisiaj jedną z wielu ofiar takiej właśnie, rewolucyjnej hipokryzji. Należy ona do grupy 19 męczenników z Laval i okolic, którzy ponieśli śmierć za wiarę w czasie francuskiej rewolucji. Wśród nich byli kapłani, zakonnicy i wierni świeccy – wszyscy wspólnie beatyfikowani przez Piusa XII w dniu 19 czerwca 1955 roku – ale nas najbardziej spośród nich interesuje dzisiaj ona. Kto? Maria. Zwykła kobieta, która w młodości szybko została sierotą. Nigdy nie nauczyła się pisać i czytać, a na swoje utrzymanie musiała ciężko pracować. Przez jakiś czas była służącą w domu pewnej zamożnej kobiety. Czy nie z myślą o niej francuscy rewolucjoniści szli na barykady? Czy to nie jej chcieli przynieść równość, wolność i braterstwo? Owszem, ale w ich oczach Maria popełniła w swoim życiu jeden, ale za to zasadniczy błąd - zgłosiła się do Kanoniczek Regularnych św. Augustyna z Kongregacji Zakonnic Szpitalnych od Miłosierdzia Jezusa. Cóż z tego, że z racji na braki w edukacji i nie posiadanie posagu, została u nich jedynie siostrą konwerską, przyjmując imię siostry Marii od św. Moniki. Cóż z tego, że przez całe życie oddawała się ciężkim posługom fizycznym, opiekując się chorymi i potrzebującymi w szpitalu. Wszystko to przekreślał fakt, że była wzorem cnót zakonnych, że jej świętość - choć ukryta przed światem w szpitalnych salach i pomieszczeniach zakonnych – była jednak świętością, czyli złożeniem swojego życia w Bogu, a nie w drugim człowieku. Po wybuchu rewolucji francuskiej, gdy siostry zostały wyrzucone ze szpitala, w którym pracowały, ich nowym miejscem pobytu miał stać się opuszczony klasztor urszulanek w Laval - jednak pod pewnymi warunkami... Siostry miały przestać nosić habity i złożyć przysięgę na Konstytucję cywilną, sprzeczną z prawami Kościoła. I tutaj loklany trybunał rewolucyjny został niemiło zaskoczony – oto tą, która ostro przeciwko temu prawu zaprotestowała, nie była żadna wykształcona arystokratka, tylko idealna proletariuszka, siostra Maria. Została oczywiście natychmiast aresztowana. Raz, by złamać ducha pozostałych zakonnic, dwa, by naprostować jej złamany przez kościelną indoktrynację ludowy kręgosłup moralny. Jednak nie da się uleczyć tego, co jest zdrowe, prawda? Dlatego siostra Maria musiała zostać skazana na śmierć. Słysząc taki wyrok, upadła na kolana i ze łzami zawołała: "Mój Boże! Cóż to za łaskę mi dajesz, włączając mnie do grona swoich męczenników, mnie, tak grzeszną!". Czy wiecie państwo kiedy została publicznie ścięta bł. siostra Maria z domu Lhuilier? 25 czerwca 1794 roku.