- Jeśli mówimy, że Bóg daje nam znak, to daje też zadanie odczytania go i wprowadzenie w życie tego, co w tym znaku jest zawarte - mówił mariolog dr Wincenty Łaszewski podczas pierwszosobotniego spotkania w Niepokalanowie.
Jak w każdą pierwszą sobotę miesiąca, w Niepokalanowie odbyło się spotkanie "Oddaj się Maryi" z aktem zawierzenia Niepokalanemu Sercu Maryi. Tym razem w całości odbyło się online, ponieważ bazylika Niepokalanej Wszechpośredniczki Łask została zamknięta po tym, jak u jednego z franciszkanów z niepokalanowskiego klasztoru wykryto zakażenie koronawirusem.
Po Eucharystii konferencję o "Zwycięstwach z pomocą nieba" wygłosił mariolog dr Wincenty Łaszewski.
- Rok 2020 jest dla nas szczególnym znakiem. Jak wiele wydarzeń Bóg wpisał w ten czas: 100. rocznicę Cudu nad Wisłą, 100 lat od urodzin św. Jana Pawła II, czas lepszego poznania dzieła kard. Stefana Wyszyńskiego w oczekiwaniu na jego wyniesienie na ołtarze. To także w jego życiu, jak w Cudzie na Wisłą i w życiu papieża, jest ukryty dla nas szczególny znak. Jeśli mówimy, że Bóg daje nam znak, to daje też zadanie odczytania go i wprowadzenie w życie tego, co w tym znaku jest zawarte - mówił Wincenty Łaszewski.
Mariolog dr Wincenty Łaszewski uważa, że rok 2020 jest szczególnym znakiem, który powinniśmy umiejętnie odczytać w kontekście wiary. Urszula Rogólska /Foto GośćJak podkreślił mariolog, znak to drogowskaz, w którą stronę mamy dzisiaj kroczyć. Zachęcał do tego, żeby przypadających w tym roku ważnych rocznic nie postrzegać tylko w kategorii historycznej.
- Nie traktujmy Cudu na Wisłą jako wydarzenia, które - wprawdzie z podziwem i wdzięcznością - ale tylko wspominamy. Gdybyśmy tylko w ten sposób do niego podeszli, nie wykorzystywalibyśmy szansy, którą w tym roku daje nam Bóg - ostrzegał.
Ale co to znaczy "zobaczyć w Cudzie nad Wisłą znak"? - Rocznica jest nam dana po to, żeby ten cud się powtórzył w naszym pokoleniu. Rocznica urodzin papieża przypomina o tym, że ten wielki Polak swoim zawierzeniem Matce Najświętszej, wielką modlitwą i gotowością do całkowitej ofiary z siebie, w 1985 r. nie dopuścił do tego, żeby wybuchła wojna nuklearna, której polem byłaby przede wszystkim Polska. I w tym sensie zawdzięczamy życie papieżowi. Pamiętam rozmowy z Ojcem Świętym, kiedy mówił, żebyśmy przed wszystkim starali dostrzegać znaki czasu. I w tym roku tego się uczymy - mówił prelegent.
Mówiąc o cudach, które mogą się powtarzać, przywołał zdarzenie, które w jego ocenie jest "matką" wszystkich innych cudów maryjnych, a które zdarzyło się w odległych czasach - w 626 r. w stolicy cesarstwa bizantyjskiego.
Tamtego roku Konstantynopol był oblegany od strony lądu i morza przez dwie armie: Persów i Słowian, liczące ponad 100 tys. żołnierzy. Nie miał szans na przetrwanie tego oblężenia. Wtedy patriarcha Sergiusz wyszedł na mury miasta z rozłożonymi w znaku krzyża rękami, na których trzymał najstarszą ikonę Hodegetrii - Maryi wskazującej Drogę (według niej powstała polska Hodegetria - ikona Matki Bożej Jasnogórskiej).
Wszedł na pole bitwy, niosąc ikonę wśród walczących, a potem zanurzył ją w wodach zatoki, do której już wpływały setki łodzi Słowian. I jak opisują te wydarzenia źródła historyczne, stał się cud.
Nagle na murach oblężonego miasta pokazała się Matka Najświętsza, która swoją obecnością zaczęła odpychać nieprzyjaciół. Na morzu wzbudził się wielki sztorm, zatapiając wszystkie łodzie nieprzyjaciela. Miasto zostało ocalone. Dlaczego?