„Nasza przyjaźń tu się zaczęła, a prawdziwa przyjaźń nigdy się nie kończy” - tak popularny zespół muzyczny Lao Che poinformował o końcu swej scenicznej kariery. Czy wynika z tego, że członkowie znacznie bardziej kultowego zespołu „The Beatles” nie byli prawdziwymi przyjaciółmi? Wreszcie – nie tylko się rozstali, ale rozstawali się w sposób dość burzliwy.
Tematem dzisiejszego felietonu będzie przyjaźń, przyjaźń w trudnych czasach, trudnych z różnych powodów. A także cena, którą niekiedy trzeba zapłacić, kiedy się pragnie, by więzy przyjaźni jednak się nie zerwały. I – jeszcze - czy cenę taką płacić warto? Ot, czy warto płacić za przyjaźń rezygnacją ze szczerego wyrażania własnych przekonań? Wreszcie – jak sugerował John Lennon - „bycie szczerym może nie da ci zbyt wielu przyjaciół, ale zawsze da ci tych właściwych”. No właśnie, wydawałoby się, że z kim, jak z kim, ale z przyjaciółmi można (a pewnie i powinno się) być w rozmowie szczerym. Wreszcie, od czegóż ma się, do licha, przyjaciół. Ale, cóż, kiedy pospolitość skrzeczy.
Rafał A. Ziemkiewicz opowiada w tygodniku „Do Rzeczy” (4-11.11.2019) o rozmowie z człowiekiem, który poprosił go, żeby nie upubliczniał jego nazwiska, „bo ujawnienie iż nie podziela fanatycznego >>antypisizmu<< swojego środowiska, nie tylko mogłoby mu zaszkodzić w sprawach zawodowych, lecz spowodowałoby utratę starych przyjaciół”. Jak z tak wyrażonej prośby wynika, interlokutor Ziemkiewicza nie jest - ba, wie, że być nie może - w rozmowach ze swoimi „starymi przyjaciółmi” szczery. No cóż, to prawda, przyjaźń w czasach podziałów politycznych tak głębokich, że mówi się o wojnie polsko-polskiej, narażona jest często na taki rodzaj turbulencji, że kończy się definitywnym zerwaniem. Ba, dochodzi i do tego, że po zerwanej w takich okolicznościach przyjaźni nie pozostaje nawet pamięć „dawnych, dobrych czasów”. Niekiedy do takich zerwań dochodzi publicznie.
„Zawiedziona przyjaźń” – takim tytułem żegna się Ludwik Stomma z jednym ze swoich przyjaciół w felietonie zamieszczonym w tygodniku „Polityka” (16.10-22.10.2019). Zwraca w nim swojemu przyjacielowi „wspólne, dobre młodzieńcze wspomnienia”. Przekonuje czytelników, że „nie chce już ich więcej mieć”. Stommę i jego przyjaciela z czasów licealnych podzieliła polityka. Felietonista „Polityki” zdaje się w kwestii zrywania przyjaźni mocno patetyczny. Trudno osądzać, może tak właśnie trzeba. Bo kiedy nie tyle przyjaciół, a ledwie znajomych czy kolegów zaczyna dzielić polityka, pojawiają się znacznie bardziej prozaiczne tony. I tak, Ludwik Dorn powiada o kimś, z kim także podzieliły go polityczne spory: „miło się konspirowało, miło imprezowało i miło siedziało pod celą. Kontaktów żadnych nie utrzymujemy, wyjąwszy czyste przypadki. A moją reakcją na jego obecną aktywność publiczną jest wzruszenie ramionami”.
No cóż, skoro wystarcza wzruszenie ramion, to pewnie nie mieliśmy do czynienia z prawdziwą przyjaźnią. A teraz ciekawszy i bardziej aktualny przypadek. Oto niekiedy końcem przyjaźni bywa dramatyczne niezrozumienie – jak choćby ostatnio w Senacie. I tak ostatnio opozycja przegrała w nim głosowanie pewnego wniosku formalnego, naprawdę w tym miejscu, nieistotne czego dotyczył. W głosowaniu wzięło udział 98 senatorów, wniosek nie uzyskał wymaganej większości. Przeciwko jego przyjęciu głosowali nie tylko senatorowie PiS, ale też dwóch senatorów niezależnych - Wadim Tyszkiewicz i Lidia Staroń. Wadim Tyszkiewicz to senator niezależny, ale z sercem po stronie opozycji, co jasno zresztą deklarował. A co więc poszło? Jak wyjaśniał usprawiedliwiając swoje głosowanie Tyszkiewicz: „Nigdy nie myślałem, że jedna różnica zdań co do obranej drogi walki ze złem i brak przepływu informacji o zmianie strategii opozycji, może przekreślić całą moją pracę dla Polski i tysiące moich sukcesów i osiągnięć służących ludziom. Polityka jest obrzydliwa. To nie mój świat i błędem było wchodzenie w tę matnię”. Jak tam było z tym przepływem informacji o zmianie strategii opozycji tego nie wiemy. Jak jednak wynika z tonu dramatycznego facebookowego wpisu senatora Tyszkiewicza, jakakolwiek różnica zdań nie jest w Koalicji Obywatelskiej tolerowana, a winien jest temu nie kto inny tylko… Jarosław Kaczyński. Do niego bowiem adresuje swój internetowy list Tyszkiewicz: „Pośle Kaczyński, wraz ze swoją świtą, bądźcie przeklęci /…/ [z]a to, że wczorajsi przyjaciele, są dzisiaj zaciętymi wrogami”.
Czyżby Tyszkiewicz sugerował, że to akurat wczorajsi przyjaciele z Koalicji Obywatelskiej stali się jego zaciętymi wrogami i to tylko dlatego, że „wystąpiła różnica zdań co do obranej drogi walki ze złem”? Doprawdy aż trudno byłoby uwierzyć, że z powodu taktycznych wreszcie tylko różnic w walce ze wspólnie definiowanym złem kończyć by się mogła prawdziwa przyjaźń. Chociaż… Atmosfera w Polsce jest zła – więc i reakcje bywają nadpobudliwe. Czytam właśnie powieść Lucy Foley o grupie przyjaciół. Jej motto brzmi: „Czy przyjaciela z dawnych lat/ W niepamięć puścić mam?”, a tytuł „Morderca jest wśród nas”. Na stronie 257 znajdziemy w niej rozwinięcie motta zapożyczonego ze starej szkockiej pieśni ludowej: „Czy przyjaciela z dawnych lat/ pochłonąć ma zły czas?”. Jakoś jestem przekonany, że to pytanie, które w dzisiejszej Polsce zadaje sobie z politycznych powodów wielu naszych rodaków.