13 lipca wspominamy Andrzeja Świerada i Benedykta. Zapraszamy do Tropia - korzeni polskiego chrześcijaństwa.
Na to miejsce nie można tylko przyjść, tu trzeba przypielgrzymować i uklęknąć. Tu bowiem jest jeden z korzeni, z którego wyrosło tysiącletnie drzewo chrześcijaństwa na naszej ziemi - mówił przy pustelni św. Świerada abp Karol Wojtyła w 1966 roku. Kościół w Tropiu był stacją obchodów millenium chrztu Polski.
W Tropiu, w sanktuarium świętych Andrzeja Świerada i Benedykta, rozpoczyna się dziś odpust ku ich czci. Główna uroczystość odpustowa odbędzie się w niedzielę 14 lipca o godz. 11. Sumie będzie przewodniczył pochodzący stąd bp Władysław Bobowski. Kazanie wygłosi ks. Michał Dąbrówka, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Ogólnego Kurii Diecezjalnej w Tarnowie. Jeśli pogoda dopisze, Suma odprawiona zostanie przy pustelni. W czasie Mszy św. tradycyjnie modlić się będziemy za pszczelarzy i rolników. W procesji z darami składają oni miód i dojrzewające kłosy zbóż.
Suma odpustowa zakończy się procesją eucharystyczną. Beata Malec-Suwara /Foto GośćŚwięty Andrzej Świerad przez kilkadziesiąt lat zamieszkiwał pustelnię w Tropiu. Całą noc starał się modlić, a w dzień także modlił się i karczował las. Pomimo tak ciężkiej pracy, przez trzy dni w tygodniu jeszcze zupełnie pościł: w poniedziałek, środę i piątek. Na Wielki Post brał od opata tylko 40 orzechów włoskich, które były jedynym jego pokarmem przez osiem tygodni, z wyjątkiem sobót i niedziel, kiedy przyjmował wspólny posiłek w opactwie.
Aby nawet sen sobie uprzykrzyć, siedział przez całą noc na pieńku, otoczonym ostrymi prętami, a na głowę zakładał koronę z drewna z zawieszonymi czterema kamieniami, o które uderzał przy każdym skłonie. Ponadto Andrzej opasał swoje ciało mosiężnym łańcuchem, który z czasem obrósł skórą. To właśnie było bezpośrednią przyczyną jego śmierci ok. 1030-1034 r., gdyż po pęknięciu naskórka wywiązało się zakażenie. Wezwany opat przybył już po śmierci Świerada.
W ołtarzu głównym znajduje się obraz z roku 1626, przedstawiający koronację Matki Bożej, adorowanej przez patronów kościoła, świętych pustelników Świerada i Benedykta w strojach kamedulskich. W ołtarzu bocznym znajduje się figura św. Świerada, która do roku 1830 stała w pustelni. Beata Malec-Suwara /Foto GośćTowarzyszem pustelniczego życia Andrzeja i jednym z jego uczniów był Benedykt, który podobnie jak św. Andrzej miał przybyć „de terra Poloniensi”.
- To ciekawe określenie nie oznaczało w XI wieku „z Polski”, lecz z kraju świeżo zdobytego przez Polan Wielkopolskich. Skąd Świerad się tu wziął? Istnieje tradycja rodu Gierałtów, siedzących wtedy w Lusławicach k. Zakliczyna, a także na zamku Tropsztyn, że Świerad pochodził z ich rodziny. Czy byli chrześcijanami? Świerad jako asceta, pustelnik, eremita nie mógł być neofitą, lecz musiał wywodzić się ze środowiska ugruntowanego w wierze chrześcijańskiej. Skąd wiara mogła być szerzona? Na pewno nie z Krakowa, bo Kraków miał biskupa dopiero w 1000 roku, a Świerad urodził się wcześniej i musiał być już uformowany jako chrześcijanin. Także nie z Czech. Trzeba skierować się na południe, do Nitry, która była chrześcijańska już w 828 roku, wtedy poświęcono tam pierwszy kościół - opowiadał nam swego czasu ks. Jan Pietrzak, były proboszcz w Tropiu.
Po śmierci św. Świerada to św. Benedykt opowiedział miejscowemu biskupowi o cnotach i umartwieniach swego mistrza. Kontynuował surowy tryb życia w pustelni. W trzy lata po śmierci św. Andrzeja napadli go zbójcy i zabili, a ciało wrzucili do rzeki Wag. Według legendy orzeł przez cały rok pilnował ciała męczennika, po czym zostało odnalezione w stanie zupełnie nienaruszonym. Ucznia i mistrza pochowano koło siebie w kościele zakonnym w Nitrze.