Gdy dzisiejszy patron umierał skrajnie wycieńczony w obozie koncentracyjnym Mathausen-Gusen, być może przypomniał sobie swoje własne słowa, które zaledwie 2 lata wcześniej wypowiedział na dworcu w Rennes, żegnany przez swoją narzeczoną. Słysząc z jej ust prorocze słowa, że widzą się chyba ostatni raz, bo on zostanie męczennikiem, odparł : "Nigdy na to nie zasłużę".
Gdy dzisiejszy patron umierał skrajnie wycieńczony w obozie koncentracyjnym Mathausen-Gusen, być może przypomniał sobie swoje własne słowa, które zaledwie 2 lata wcześniej wypowiedział na dworcu w Rennes, żegnany przez swoją narzeczoną. Słysząc z jej ust prorocze słowa, że widzą się chyba ostatni raz, bo on zostanie męczennikiem, odparł : "Nigdy na to nie zasłużę". Tymczasem w dniu 19 marca 1945 roku, w uroczystość św. Józefa, odchodził do Domu Ojca po nagrodę za świadectwo swojego życia i śmierci. A żył, jak głosił akt oskarżenia, "za bardzo katolicko". I choć trudno w to uwierzyć, to właśnie z tego powodu został w roku 1944 aresztowany i osadzony najpierw w obozie w Gotha, później we Flossenburgu, a na koniec w Mathausen-Gusen. Jesteście państwo ciekawi, gdzie owa katolickość dzisiejszego patrona została tak demonstracyjnie zamanifestowana? Na przymusowych robotach w Niemczech. Trafił na nie jako obywatel okupowanej Francji. Pracował po 11 godzin w fabryce rakiet, w domu zostawił swoją ukochaną, a do tego zaczął podupadać na zdrowiu. Nie wyglądało to dobrze. Jednak, gdy pewnego dnia znalazł w okolicy kaplicę, w której sprawowano w niedziele Mszę świętą, odzyskał siłę ducha. I tam, czyli daleko od swojego rodzinnego domu, na powrót stał się tym, kim wcześniej był. Zaangażowanym społecznie świadkiem Chrystusa, który jako członek Stowarzyszenia Młodych Robotników Katolickich podejmuje się apostolstwa w miejscu swojej pracy. Który jako harcerz chce być dla innych oparciem i wzorem. W tym kontekście nie może specjalnie dziwić to, że organizuje dla swoich współtowarzyszy grupę sportową, że podejmuje działania teatralne, że z jego inicjatywy Msze święte zaczynają być odprawiane także w języku francuskim. To wszystko jest przecież zwyczajnym przejawem chrześcijańskiej tożsamości. Jednak, gdy takie świadectwo daje się na przymusowych robotach, można łatwo stać się obiektem zainteresowanie odpowiednich służb. Służb, które oskarżą o "zbytnią katolickość" i postarają się, by słuch o tym "za bardzo katolickim" człowieku zniknął. Gdyby oprawcy zadali sobie trud uważnego przeczytania Ewangelii, z której bohater naszej dzisiejszej historii czerpał siłę, wiedzieliby, że ich wysiłek zdeptania świadectwa życia z Chrystusem z góry skazany był na niepowodzenie. W końcu sam Zbawiciel powiedział do swoich uczniów : "Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze." Nie może i nie ukryje się, dlatego dzisiaj, obok św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, Kościół wspomina także i jego. Kogo? Bł. Marcelego Callo, 24-letniego męczennika.