Otton, Jadwiga, Gerberga, Henryk i Brunon. Choć ich imiona brzmią twardo i poważnie, to zapewniam państwa że byli rozkosznymi bobasami. Wszystkiemu winny jest tak naprawdę ich ojciec, Henryk I, od 919 roku król Niemiec.
Otton, Jadwiga, Gerberga, Henryk i Brunon. Choć ich imiona brzmią twardo i poważnie, to zapewniam państwa że byli rozkosznymi bobasami. Wszystkiemu winny jest tak naprawdę ich ojciec, Henryk I, od 919 roku król Niemiec. Trudno, żeby królewskie potomstwo nosiło rozkoszne imiona, prawda? Poza tym na pewno, w ustach ich mamy, brzmiały czule. A ich mama była postacią nietuzinkową. Księżniczka saska, która swoje młode lata spędziła w klasztorze benedyktynek w Herford, gdzie zdobyła także wykształcenie. W wieku 14 lat została żoną księcia Henryka Ptasznika, 10 lat później zaś niemiecką królową. Swojemu małżonkowi dała przywołaną już tutaj piątkę rozkosznych dzieci, a także opinię bogobojnego i hojnego, bo ten zostawił jej zupełnie wolna rękę w czynieniu dobra. Przez 25 lat wspierała kościoły, fundowała klasztory i była szczęśliwa. Ciemne chmury zebrały się nad jej głową dopiero po jego śmierci, a stało się to poniekąd za sprawą dzieci. Dzieci, które wyrosły i tak jak Otton i Henryk, pokłóciły się o ojcowiznę. Zwycięski w tym sporze Otton, późniejszy cesarz Niemiec, wyrządził swojej mamie całkiem sporo przykrości, zarzucając jej rozrzutność na cele religijne. Z jego perspektywy lepiej było wydawać pieniądze na wojny. A tych toczył sporo : ze swoim bratem, z papieżem, z królem Czech, ze Słowianami na Wschodzie. Królowa matka patrzyła na to ze smutkiem, ale starała się wspierać syna w każdym jego pobożnym działaniu. Jednak jej najlepsze intencje wykorzystywane były instrumentalnie. Tak było, gdy pojawiła się szansa założenia metropolii w Magdeburgu. Dla dzisiejszej patronki była to szansa zaniesienia Dobrej Nowiny Słowianom, dla jej syna - okazja do rozszerzenia strefy wpływów. Dobrze że choć trzeci z jej synów, Brunon, nie zmarnował swojego życia będąc arcybiskupem Kolonii i późniejszym świętym. O córki się nie martwiła, te wyszły bowiem dobrze za mąż. Żyła na tyle długo, że zdążyło pęknąć jej serce, gdy musiała pochować dwoje z piątki swoich dzieci. W ostatnich latach swojego życia oddała się wyłącznie modlitwie i uczynkom miłosierdzia. Codziennie przy swoim stole gościła ubogich, widząc w nich samego Pana Jezusa. Zmarła w wieku 73 lat w ufundowanym przez siebie klasztorze benedyktynek. Tym samym jej życie zatoczyło koło : wspólnota zakonna w której spędziła młode lata, była tą samą, która odprowadziła ją do domu Ojca. Ta niezwykła władczyni ma swoje imię : św. Matylda von Ringelheim lub św. Matylda Westfalska. Wiecie państwo gdzie złożono jej ciało? Pochowano ją obok męża w Kwedlinburgu w kaplicy zamkowej.