Ruszyła karuzela spekulacji w sprawie kolejnej zmiany personalnej w Sądzie Najwyższym USA. Wywołała ją wczorajsza - pierwsza w ciągu ćwierćwiecza - nieobecność na rozprawie 85-letniej sędzi Ruth Bader Ginsburg, ikony prawniczej lewicy. Przeszła ona niedawno operację raka płuc.
Pani sędzia nieraz poważnie chorowała i była operowana. Nigdy jednak nie opuściła rozprawy. Późną jesienią zeszłego roku pojawiły się informacje, że przewróciła się swoim biurze i złamała żebra. Pół miesiąca temu przeszła operację usunięcia z płuc dwóch guzów. Prezydent Trump życzył jej wówczas na Twitterze szybkiego i pełnego powrotu do zdrowia. Po zabiegu lekarze stwierdzili, że nie ma dowodów, by w organizmie pacjentki pozostały komórki nowotworowe. Wczoraj jednak - po raz pierwszy w jej trwającej ponad ćwierć wieku karierze sędziego SN USA - Ruth Bader Ginsburg nie pojawiła się na rozprawie. Prezes sądu John G. Roberts odnotował to krótko, dodając, że pani sędzia pracuje w domu.
Powstaje pytanie, jak długo sędziwa prawniczka będzie w stanie sprawować swój urząd. Ona sama deklarowała, że wzorem sędziego Johna Paula Stevensa chciałaby pracować do dziewięćdziesiątki, czyli jeszcze prawie 5 lat. Do końca kadencji Trumpa, który ma prawo mianować jej następcę, pozostały niespełna 2 lata, ale i to wydaje się jeszcze sporym dystansem.
Jeśli Bader Ginsburg odejdzie z SN USA, prezydent będzie mógł tam wysłać swego kolejnego nominata i utrwalić - być może na lata - przewagę konserwatystów w tym trybunale. Została ona zdobyta w zeszłym roku po długich dziesięcioleciach dominacji skrzydła liberalnego. Większość Republikanów w Senacie, który zatwierdza kandydatów do SN USA, daje teoretyczną możliwość wzmocnienia skrzydła konserwatywnego. Czy jednak uda się utrzymać jednomyślność prawicowych senatorów? A przede wszystkim: czy Trump rzeczywiście desygnuje konserwatystę? Czy może zadowoli się istniejącą większością konserwatystów nad liberałami (5:4) i przehandluje to stanowisko w zamian za ustępstwa Demokratów w innej dziedzinie? Otwarta pozostanie także kwestia, czy ewentualny prawicowy kandydat utrzyma swój konserwatywny kurs po uzyskaniu nominacji. Pytań jest wiele. Karuzela spekulacji ruszyła.
Pewne jest to, że w rękach Sądu Najwyższego USA spoczywa ogromna władza. W wielkiej mierze decyduje on o kształcie systemu prawnego supermocarstwa, a przez to wpływa na trendy w innych państwach świata. Przez dziesięciolecia dominowali w nim liberałowie. Dopiero kilka miesięcy temu, po zatwierdzeniu wysuniętej przez prezydenta Donalda Trumpa kandydatury Bretta Kavanaugha, przewagę zdobyli konserwatyści. Dało to możliwość zmiany kursu politycznego tego sądu. Pojawiła się m.in. nadzieja na obalenie, a przynajmniej ograniczenie skutków sławetnego wyroku z 1973 r., który zalegalizował aborcję na życzenie w całych Stanach Zjednoczonych. Jak dotąd, nie doszło do wydania w tej kwestii żadnego przełomowego orzeczenia, ale też trudno byłoby tego oczekiwać w tak krótkim horyzoncie czasowym.