Cuda budzą niepokój. Nie, wcale nie te z czasów dawnych, zamierzchłych. O tych rzadko kto dyskutuje. Im starsze, tym lepsze, bezpieczniejsze, mniej kontrowersyjne. Problemem są często cuda „świeże”, które dzieją się teraz, nieomal na naszych oczach. Te budzą często niepokój i dystans.
Wśród cudów najbardziej niebezpieczne są te „charyzmatyczne”, związane z osobami bądź wspólnotami, które w Kościele spotykają się na modlitwie i wspólnym uwielbieniu Boga. Można odnieść wrażenie, że w ostatnim czasie wokół tych środowisk narasta jakiś niepokojący zamęt. Mówię to z pewnym przekąsem, ale nie bez podstaw. Każdy, kto uważnie wsłuchuje się w głos płynący ze strony wiernych aktywnie zaangażowanych w życie Kościoła w Polsce, bądź śledzi dyskusje toczone w kuluarach rozmaitych rekolekcji, sympozjów, sesji, a nawet przy okazji zwykłych spotkań formacyjnych, szybko zorientuje się, że temat rozpalający serca i umysły wielu to uzdrowienie oraz związane z nim cuda. Niby nic nowego. Pragnienie uzdrowienia, poszukiwanie cudu – nie z ciekawości, ale ze względu na trudną często historię życia, poważną chorobę bądź skomplikowane relacje interpersonalne – angażuje wielu spośród nas, niezależnie czasu, stanu i stylu życia oraz realizowanego powołania. Tym razem jednak temat zdaje się szczególnie absorbować. Jego tłem jest zazwyczaj nauczanie o uzdrowieniu głoszone z mocą i z wielką siłą przekonywania w różnych wspólnotach – zwłaszcza tych określanych mianem „charyzmatycznych”. W nauczaniu tym akcentuje się głównie biblijne podstawy uzdrowienia, zachęcając do bezpośredniego, osobistego, a często nawet dosłownego traktowania tych fragmentów Biblii, które wskazują na bliskość Jezusa oraz na Jego realną obecność w Kościele i w świecie. Za tym idzie silne przekonanie, że znaki i cuda dokonywane niegdyś przez Jezusa dla potwierdzenie prawdy głoszonej przez Niego Ewangelii, są też elementem misji dzisiejszych Jego uczniów. Mamy więc głosić Ewangelię i potwierdzać Boża mocą prawdziwość naszych słów. Tak oto prawda o uzdrowieniu staje się elementem, a nawet treścią życia wielu chrześcijańskich wspólnot. Czy to źle? Moim zdaniem – nie. Cały problem rozbija się o proporcje, o rozkład akcentów, o jakość owego nauczania. To, że Jezus uzdrawiał, i że dziś również tak działa, nie powinno być przez człowieka wierzącego kontestowane. Jest także integralnym elementem praktyki duszpasterskiej. Czy w ramach mszy świętej nie przyjmuje się często intencji o uzdrowienie z określonych chorób duszy lub ciała? Czy prośba o zdrowie nie stanowi często priorytetowej części naszej modlitwy osobistej? Czy nie uczestniczymy w tej intencji w rozmaitych nabożeństwach, pielgrzymkach? Czy nie podejmujemy rozmaitych wyrzeczeń? Dlaczego więc zżymamy się, na ludzi i wspólnoty, którzy tak zwaną posługę uzdrowienia traktują jako swą misję, modląc się z innymi i za innych oraz prosząc dla nich o uzdrowienie, o cud? Wydaje się, że problemem jest coś, co można by nazwać oględnie „jakością wykonania”. Rzeczywiście, bywają wspólnoty, w których można dopatrzyć się swoistego zachwiania proporcji. Nauczanie o uzdrowieniu, choć oparte zazwyczaj na biblijnych podstawach, bywa uproszczone, hurraoptymistyczne bądź wybiórcze – pomijające tak istotną tematykę w chrześcijańskiej tradycji duchowej, jaką jest zjednoczenie z Jezusem w tajemnicy krzyża, cierpienie, umartwienie. Fakt ten – chociaż go dostrzegam – nie powoduje we mnie lęku. Stanowi raczej wyzwanie, skłania do poszukiwania odpowiedzi na pytanie, jak ten ożywczy ferment uporządkować, nadać mu spoistość, oczyścić od błędów i skanalizować w efektywnej służbie Ewangelii. Mam bowiem wewnętrzne poczucie, że właśnie w takim celu został wzbudzony – i to nie przez ludzi, ale przez Ducha Świętego. Również dziś wciąż aktualne pozostają przecież słowa Jezusa: „Jeśli cudów i znaków nie zobaczycie, nie uwierzycie”. To nie zarzut. Taki jest człowiek – taki był i taki będzie. Możemy się na to zżymać, ale nie warto. Lepiej z otwartym umysłem i czujnym sercem podjąć pozytywnie czekające nas cud-wyzwanie. Inaczej ludzkie pragnienia i tak pójdą swą drogą, a nam w Kościele pozostanie tylko nic nie wnosząca… cud-trauma.