Niespełna 23-letni Bartek Krakowiak, który w ubiegłym roku przeszedł pieszo z Warszawy do Medjugorje, był gościem Wieczoru Uwielbienia w Wapienicy.
Po dwóch tygodniach Bartek dostał książkę. - O facecie, który był w niebie - relacjonował. - Nie wierzyłem w takie akcje. I otworzyłem tę książkę na byle jakiej stronie, żeby nie sprawić przykrości osobie, która mi ją wręczyła. A tam taki wpis: "Szedłem białym korytarzem, wokoło pełno kwiatów i góra, na której Chrystus odprawia Mszę". Jak to przeczytałem, to we mnie narodził się bunt, złość. Przecież miałem to samo! Jak to jest możliwe? Wziąłem tę książkę i pobiegłem do kościoła, do księdza. Rzuciłem i pytam co to jest, że to miałem dwa tygodnie temu. Ten ksiądz zaczął czytać, spojrzał na mnie i powiedział: "Bartek miałeś łaskę przez chwilę być w niebie". Powiedział mi, że jestem jak św. Paweł Apostoł - nie wiedziałem, kim był św. Paweł. Ale się dowiedziałem. Że był wcześniej Szawłem, że zabijał chrześcijan, że ich prześladował, kamienował. Był takim świrem. I gdy poznał Boga, to nawrócił największą liczbę osób ze wszystkich apostołów. I ksiądz mnie porównał do tego człowieka… Nie wiedziałem, co to znaczyło, ale powiedziałem, że skoro tak, to: Jezu, ja chcę zostać Twoim apostołem. Chcę zmieniać ten świat na lepsze, nie chcę już tego świata psuć. I zacząłem to robić. Zacząłem wychodzić do tych ludzi, z którymi ćpałem i kradłem. Do prostytutek, złodziei, dilerów. Mówiłem im, że Bóg ich kocha tak samo jak i mnie. Oczywiście nieraz prawie zostałem pobity za to. Nazywali mnie świrem, debilem, tak jak ja wcześniej tamtych wszystkich ludzi.
Muszę podjąć walkę o powrót do Niego
Tak minął rok. - Po roku, mimo że doznałem miłości Boga, widziałem tyle cudów, na moich oczach ludzie z wózków inwalidzkich wstawali, odzyskiwali wzrok, słuch, mimo to - brakowało mi miłości drugiego człowieka - mówił.
Podczas Wieczoru Uwielbienia w Wapienicy
Urszula Rogólska /Foto Gość
Poznał dziewczynę. Ale wszedł w związek, w którym, jak mówi, nie było Boga. Trwał w nim trzy lata. - Straszny czas dla mnie. Rozstaliśmy się 1,5 roku temu. Tak bardzo brakowało mi Boga. Powiedziałem, że muszę podjąć walkę o powrót do Niego. Ten rok był najgorszym momentem w moim życiu. Popadłem w strasznie długi, miałem depresję, ciągle myśli samobójcze. Byłem pracoholikiem, żeby z tych długów wyjść. Pracowałem bez przerwy po 30 godzin. Ćpałem, żeby móc pracować. Ciągle tylko: kawa, energetyk, ćpanie. 13 kwietnia 2017 roku, w dniu moich urodzin - urodziłem się w Wielki Czwartek i po 22 latach moje urodziny znowu wypadły w to święto - wróciłem z pracy. Siedziałem w samochodzie pod blokiem. Odpaliłem sobie zdjęcie Jezusa w internecie. I patrząc w telefon, zacząłem płakać, że On mnie zostawił, że Go nie ma. Zacząłem wywalać z siebie wszystko: że jestem sam, nie mam przyjaciół, znajomych, nie mam kontaktu z rodziną - bo nie miałem o czym z nimi rozmawiać. Powiedziałem wtedy, że dzień moich urodzin to będzie też dzień mojej śmierci. Wyciągnąłem ze schowka w samochodzie notatnik i zacząłem pisać mój list pożegnalny. Gdy go napisałem, poszedłem do mieszkania. Obok mojego bloku jest kościół. Spojrzałem tylko na ten kościół, wszedłem do mieszkania i zasnąłem na podłodze. Wstałem po kilku godzinach. W pokoju było otwarte okno, a w mojej głowie jedna myśl: skacz, skacz, skacz, Czułem, że ktoś mnie ciągnie do tego okna i nie miałem żadnych barier, żeby skoczyć. Dzięki Bogu byłem uzależniony od telefonu, w sumie to chyba nadal jestem. I wtedy zobaczyłem powiadomienie, że taki raper Tau (chłopak który się nawrócił parę lat temu i od tamtego czasu poprzez muzykę nawraca ludzi) dodał utwór: "Jestem z Tobą". Ja to odpaliłem i usłyszałem takie słowa - Tau w pierwszej osobie, jako Jezus Chrystus, nawija - o tym, że jest obok mnie, że mnie nie zostawił, że jest ze mną w depresji, w samotności, że jest w tym wszystkim przy mnie. Może się to wydawać pyszne, ale ja wiem, że to było napisane specjalnie dla mnie przez samego Boga. W dniu moich urodzin, w dniu gdy kilka godzin wcześniej krzyczałem do Boga, że mnie zostawił, że jestem sam, On mówi mi, że jest obok mnie. Wstałem i zamknąłem okno.
Jezu, Ty się tym zajmij
Jak mówił Bartek, ta muzyka trzymała go przy życiu do czerwca. - Rzuciłem pracę, bo nie miałem siły pracować. Leżałem na podłodze jak śmieć pod brudnym prześcieradłem, po kilka dni nie jadłem, nie myłem się, nigdzie nie wychodziłem. 4 czerwca poszedłem do psychologa. Postanowiłem, że muszę iść, żeby mi ktoś pomógł, żebym się chociaż wygadał…
Oazowicze z uwagą słuchali świadectwa Bartka, który pielgrzymował pieszo do Medjugorje
Urszula Rogólska /Foto Gość
Od psychologa usłyszał, że jeśli zostanie sam, odbierze sobie życie. Wyszedł z receptą na psychotropy. - Położyłem się i zacząłem płakać: "Boże, zabierz to ode mnie. Ja już nie mam siły tak żyć, ja już nie chcę żyć, proszę Cię, zabierz to. Pamiętasz, jak powiedziałem, że chcę zostać Twoim apostołem i chcę zmieniać świat? Ja nadal tego chcę, ale pomóż mi, bo ja nie jestem w stanie sam sobie pomoc". I dosłownie po chwili dostałem wiadomość od mojej mamy, z którą nie miałem kontaktu od dłuższego czasu: "Bartek ty sam sobie z tym nie dasz rady, ty musisz to zawierzyć Bogu i powiedzieć: Jezu, Ty się tym zajmij". Pomyślałem, jak można tak totalnie zawierzyć wszystko Bogu? Swoje długi, obowiązki, problemy, konflikty z ludźmi, samotność, depresję? Zawierzyć Bogu i co? Pyk i On wszystko zmieni? To jest niemożliwe. Ale już byłem w takim stanie, że po prostu to powiedziałem: "Jezu, Ty się tym zajmij".
Po tej modlitwie poczuł, że musi wyjechać. Odpocząć od wszystkiego. Odpalił mapę w telefonie. W głowie jak błysk jedna myśl: Medjugorje.
On chce zmienić moje życie
- Poczułem, że mam iść do Medjugorje na piechotę, bo Jezus poprzez tą podróż zmieni moje życie. Bez chwili zastanowienia, zacząłem się pakować. Zobaczyłem, że nie mam plecaka. Potem sprawdziłem, ile mam kilometrów do przejścia. 1300 - przez Słowację, Węgry, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę. Ja nigdy nie byłem zagranicą. Nie mam żadnej szkoły skończonej, nie znam żadnego obcego języka. Nie mam paszportu - sprawdziłem, czy na dowód wejdę. Na moim biurku leżało ostatnie 100 zł. Miałem dylemat - kupić plecak czy mieć stówę na jedzenie. Wybrałem pierwszą opcję. Zaufałem Bogu, że On chce zmienić moje życie - tego byłem pewien.
Wychodząc, na facebookowej grupie związanej z muzyką Tau napisał, że wyrusza do Medjugorje, wyłącza telefon i prosi o modlitwę. Ktoś zaproponował, żeby jednak nie wyłączał telefonu i codziennie pisał, co się z nim dzieje na drodze. - Zacząłem to robić. Przez tydzień pisałem do tych ludzi - było ich około setki. A oni zaczęli mówić, że moja podróż im pomaga, że to, w jaki sposób piszę, sprawia, że jeszcze bardziej zbliżają się do Boga - mimo że to były osoby wierzące.
Stworzył osobnego bloga: "Z buta do Maryi" - chciał dotrzeć nie tylko do wierzących. Szedł 57 dni - bez pieniędzy, bez jedzenia. Jadł i spał tam, gdzie przyjęli go ludzie. Po miesiącu czytelnicy bloga zrobili zrzutkę, żeby mógł mieć chociaż namiot.
Młodzi na Wieczorze Uwielbienia w Wapienicy
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Na blogu jest ponad 20 tys. ludzi. Kiedy dochodziłem do Medjugorje, ci ludzie zrobili zrzutkę na mnie i zebrali ponad 15 tys. zł na moje długi. Długi miałem i mam dużo większe. Ale przez te dwa miesiące gdy szedłem, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jedynym problemem było - ogarnąć jedzenie i spanie. Dzięki mojej podróży, dzięki temu, że zaufałem Bogu, On zbliżył do siebie kilka tysięcy ludzi. Dostawałem mnóstwo wiadomości, że ludzie się nawracają, że Bóg ich uzdrawia. Mówiłem: Boże, weź wsadź w moje nogi ból tych ludzi, którzy do mnie piszą z jakimiś problemami. Ci ludzie zawierzali mi swoje choroby, swoje problemy. A Bóg ich wysłuchiwał. Mamy taką tendencję, że często porównujemy się do drugich - o, jest taki ksiądz, charyzmatyk, który ma bliższą relację z Bogiem i na pewno Bóg go bardziej słucha niż mnie. To nie jest prawdą. Wobec Boga wszyscy jesteśmy równi. Tylko nie wierzymy. Mamy za małą wiarę, żeby uwierzyć, że Bóg może nas wysłuchać. Ale skoro wysłuchał mnie - takiego śmiecia, frajera, jakim byłem, takiego grzesznika - to i ciebie wysłucha, mimo twoich wad i grzechów.
Doszedł do Medjugorje dzień przed Festiwalem Młodych. - Drugiego dnia każdego miesiąca objawia się tam Maryja - jestem pewien na sto procent, że Maryja tam jest. Doszedłem dzień wcześniej. Dzięki tej podróży Bóg mnie zmienił, zmienił ludzi dokoła. Prosiłem o dwie rzeczy - żebym w końcu nie był samotnym człowiekiem i żebym wyszedł z długów. Dzisiaj, tutaj jest ze mną Adrian, mój przyjaciel, którego poznałem poprzez tego bloga, i jest Patrycja, moja narzeczona - od tygodnia. Skoro taki marny człowiek może mieć tyle szczęścia, tyle łask od Boga, to naprawdę nie jest możliwe to, aby Bóg nie wysłuchał kogoś innego. Bóg nie ma żadnej hierarchii, że ktoś jest lepszy albo gorszy. On daje nam wszystkim tyle samo. Od nas zależy, czy to przyjmiemy, czy jesteśmy na to gotowi. Byłem "patolem", a dziś planuję życie z piękną kobietą. Chcemy tworzyć coś nowego - z Bogiem na pierwszym miejscu.
Bartek przyznał, że jedynym wzorem mężczyzny, człowieka, wzorem do naśladowania, jest dla niego Jezus. - Nie jest tak, że cierpienie już mnie omija. Przeżywam je jak wielu z was, tylko teraz wiem, że Bóg jest przy mnie we wszystkim. I skoro On na to pozwala, to znaczy, że ma na to o wiele lepszy plan, że wyciągnie z tego lepsze owoce niż mi się wydaje. Ja przecież straciłem nadzieję, a On przyszedł do mnie, chwycił mnie za rękę, choć nie musiał. Przyszedł i zniżył się do mnie i powiedział: "Chodź". On przychodzi do każdego. Tylko musimy mieć otwarte serce na Jego łaskę, na Jego miłość, a przede wszystkim - nie bać się tej miłości. Nie dajcie sobie nigdy wmówić, że Bóg jest zły i was nie kocha. Bo kocha jak sto pięćdziesiąt!