Niespełna 23-letni Bartek Krakowiak, który w ubiegłym roku przeszedł pieszo z Warszawy do Medjugorje, był gościem Wieczoru Uwielbienia w Wapienicy.
- Poszedłem do konfesjonału i zacząłem te grzechy wymieniać - kontynuował Bartek. - I gdzieś w połowie ksiądz prawie zasnął, a jakaś babka podeszła i zaczęła mnie klepać po ramieniu, mówiąc: "Szybciej tam". Byłem takim człowiekiem, który jak coś robi, to na stówę. Nie chciałem się zwijać. Wszystkie grzechy z siebie wyrzuciłem i wtedy poczułem taką ulgę! Zacząłem płakać... Czułem się jak nowo narodzony, że ja nie mam w ogóle przeszłości.
Ja się w Nim po prostu zakochałem
- Trzeciego dnia tych rekolekcji była modlitwa wstawiennicza. Ksiądz i siostra zakonna wyciągali ręce i modlili się nad ludźmi. Wielu miało spoczynek w Duchu Świętym - padali na glebę. Stałem jak wryty i myślałem: w co ja się dałem wkręcić? Jak oni mnie dotkną, to ja padnę i nie wstanę. I tak było - padłem. I było mi tak dobrze. Leżałem i nie chciałem wstawać. Czułem taką miłość, że to jest nie do opisania… Byłem bardzo agresywnym człowiekiem. I kiedy leżałem na podłodze, ktoś mnie niechcący nadepnął, kopnął, szturchnął. Ja nawet nie miałem ochoty wstać i mu oddać, a kiedyś bym tam zrobił od razu… - opowiada.
Uczestnicy modlitwy podczas świadectwa Bartka Krakowiaka
Urszula Rogólska /Foto Gość
Po czterech dniach wrócił do domu: - Zacząłem się dowiadywać, o co w tym wszystkim chodziło, co to było, to uczucie tej miłości. Dowiedziałem się, że to był spoczynek w Duchu Świętym, że sam Bóg przyszedł w tym do mnie. Zacząłem poznawać Jezusa. Nie umiałem wtedy czytać Biblii, ten język był dla mnie za trudny. Zacząłem oglądać filmy, czytać książki, pisane zwykłym językiem. Dowiedziałem się, kim był Jezus. Co robił, co robi i co będzie robił. Ja się w Nim po prostu zakochałem. Nigdy nie kochałem żadnego faceta. I patrząc na Jezusa, na Jego wizerunek, myślałem, że jestem jakiś "ciepły" - bo się w facecie zakochałem. Bo jak może facet kochać faceta. Maryję to spoko, bo kobieta. Ale faceta? Toczyłem straszną walkę z samym sobą, żeby wreszcie przyznać się do tego, że kocham Boga, żeby to powiedzieć: Jezu, kocham Cię. Gdy to powiedziałem, gdy zacząłem się dowiadywać, jakie cuda robił, to postanowiłem, że ja za Nim pójdę. Zacząłem jeździć na te wszystkie Msze o uzdrowienie. Byłem na rekolekcjach, zjeździłem całą Polskę w poszukiwaniu Boga.
Nie wierzyłem w takie akcje
Jak mówił Bartek, po rekolekcjach przeżył jeden z najpiękniejszych momentów swojego życia. - Czułem się, jakbym był naćpany. Ale nie ćpałem od dawna. Wróciłem do domu, położyłem się na łóżku. Wtedy miałem wizję, że idę białym korytarzem, dokoła jest pełno kwiatów, przede mną starcy, którzy trzymają Biblie w dłoniach i na końcu piramida, gdzie stoi Jezus Chrystus i odprawia Mszę. Podszedłem do Niego. Stał odwrócony do mnie plecami. Zacząłem płakać, że się do mnie nie odwrócił. Wyciągnąłem rękę, żeby móc chociaż Jego szaty dotknąć, ale nie mogłem. Czułem się jakbym umierał, jakby On był tlenem, a ja tego tlenu nie mam. Stałem zapłakany z tym pragnieniem, żeby chociaż się odwrócił, żeby na mnie spojrzał. On odprawił do końca tę Mszę, odwrócił się, spojrzał na mnie - był przepiękny… Nigdy nie widziałem tak pięknego człowieka. Złapał mnie za twarz i zapytał: "Czemu płaczesz?" Odpowiedziałem: "Bo stoisz odwrócony do mnie plecami". Nic nie powiedział, tylko spojrzał na mnie i dał mi do zrozumienia: "A ile razy ty stałeś odwrócony do mnie plecami?". Zacząłem jeszcze bardziej płakać. Miałem takie wyrzuty sumienia, a On powiedział wtedy: "Nigdy w życiu cię nie zostawię, nigdy cię nie opuszczę, a ty masz iść i głosić światu o Maryi". Obudziłem się, otrząsnąłem i pomyślałem, że zwariowałem.