W sporze wokół nowelizacji ustawy o IPN, która wprowadza przepisy karne, umożliwiające ściganie osób oskarżających naród polski o współudział w zabijaniu Żydów w czasie II wojny światowej mamy rację.
Określenia w rodzaju „polskie obozy koncentracyjne” pojawiające się w światowych mediach są niedopuszczalne, choć zapewne większość z nich bierze się z indolencji, albo jest określeniem geograficznym. Niestety parlament do zwalczania tego zjawiska stworzył narzędzie prawne mało skuteczne. Rzetelni uczestnicy dyskusji przyznają, że istotą sporu nie jest określenie „polskie obozy koncentracyjne” oraz wiele podobnych, które niestety często pojawiają się w międzynarodowych mediach. Obozy były wyłącznie niemieckie, zakładała je niemiecka III Rzesza według przygotowanego z niemiecką precyzją i dokładnością planu. Skoro więc w tym punkcie wszyscy się zgadzamy, skąd się wzięła cała awantura?
Otóż szczegółowe punkty tej ustawy zostały zapisane w taki sposób, jak podnoszą jej krytycy, że mogą być wykorzystywane do kneblowania ust osób, które nie będą wprawdzie mówiły o „polskich obozach śmierci”, ale o Polakach szmalcownikach oraz innych, którzy wtedy stanęli po stronie katów. Rządowa propaganda przedstawia zachowania Polaków w czasie II wojny światowej wyłącznie według jednego klucza: byliśmy narodem niezłomnych bohaterów. Jeśli zdarzały się zachowania odmienne, były nieliczne i odpowiadają za to ludzie z marginesu społecznego. Niestety ten obraz nie jest prawdziwy. Będąc członkiem kolegium IPN pamiętam jak traumatycznym doświadczeniem była lektura zeznań Polaków zebranych w śledztwie w sprawie mordu na Żydach w Jedwabnem. Nawet pamiętając o wszystkich okolicznościach tamtych wydarzeń, wysługiwaniu się wielu miejscowych Żydów sowieckiej władzy po 1939 r., a także niemieckiej inspiracji tej zbrodni, trudno zapomnieć uczucie grozy towarzyszące lekturze tych świadectw. Oczywiście państwa polskiego wówczas nie było, a naród polski nie ponosi za to odpowiedzialności. Osoby z kierownictwa IPN zapewniały mnie, że takie śledztwa jak w sprawie Jedwabnego, będą się mogły toczyć dalej. Nie przekonuje to jednak krytyków ustawy, obawiających się także o to, że będzie wykorzystywana przeciwko Żydom, którzy przeżyli Holocaust i nie zapamiętali Polaków wyłącznie jako wyciągających do nich pomocną dłoń. Niestety ustawa została zapisana wadliwie, na dodatek nie będzie skuteczna. Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby na jej podstawie został skazany chociaż jeden cudzoziemiec, który z premedytacją będzie używał nieprawdziwych określeń. Teraz prezydent Andrzej Duda będzie musiał zdecydować, czy podpisać ustawę, lub ją zawetować. Dobrego rozwiązania nie ma, ale sądzę, że lepszym, mimo wszystko, jest podpisanie ustawy oraz jednoczesne wydanie oficjalnego komentarza, który mógłby rozwiać wszystkie narosłe wokół niej wątpliwości.