Krzysztof Kurek ponad 30 lat odsiedział za kratkami. W Oświęcimiu ludzie z przestępczego świata straszyli się nim nawzajem. Aż przyszedł 19 marca 2017 roku. Kurs Alpha w wadowickim więzieniu. Urodził się na nowo. A 30 grudnia dostał w prezencie najlepszą żonę - Iwonę.
Jak opowiada Krzysiek, przez Alphę - modlitwy rozmowy - zaczął się zbliżać do Pana Boga.
- To było podczas jednego z ostatnich spotkań. 19 marca 2017 roku. Modlitwa o uzdrowienie i wylanie Ducha Świętego. Modliła się nade mną Ania. Podczas tej modlitwy doznałem takiego oczyszczenia, że mogłem wybaczyć. Znałem takiego jednego chłopaka, któremu nie umiałem wybaczyć za nic na świecie. Próbowałem - paczki mu robiłem, pieniądze dawałem, mówiłem, że nic do niego nie mam, ale gdzieś to we mnie głęboko siedziało i nie potrafiłem się tego pozbyć. Nie słyszałem, ale fizycznie czułem, co Ania mówiła - jakby na moim ciele drukowała tę modlitwę, jakby mi ktoś tatuaż robił - czułem słowa o miłości, o tym, że jestem dzieckiem Pana Boga, że Pan Jezus mnie kocha, że mnie zbawił i ocalił. Wtedy wszystko ze mnie zleciało i wiedziałem, że z Panem Jezusem pójdę wszędzie. Wstałem i powiedziałem wszystkim, że Pan Jezus jest moim Panem, że ocalił moje życie i zbudował zupełnie nowego człowieka. Od najmłodszych lat żyłem jak na łańcuszku szatana. On mną kierował, cały czas miał do mnie szeroki dostęp. Przez całe życie byłem jego niewolnikiem. A tego dnia Pan Bóg zrobił sobie w moim sercu piękny dom. On zbudował nowego człowieka, z takiego, którego wszyscy przekreślili i o którym mówili, że taki już będzie i taki umrze. Pan Bóg powyjmował ze mnie to całe zło i zaczął wkładać to, co dobre, to, co, każdy człowiek w sobie ma, a co jest gdzieś tam głęboko zakryte - wyznaje.
Krzysztof mówi z przekonaniem: - Całe życie żyłem z krzywdy ludzkiej. Byłem nierobem, leniem strasznym i patrzyłem tylko, jak tu coś ugrać dla siebie. Nie miałem żadnych wyrzutów sumienia, że robię źle. A tu nagle zaczęło się wszystko zmieniać. To, co złe, odrzucam. Sam nie byłbym tego w stanie zrobić. Przyjmuję to, co dobre, co pochodzi od Pana Boga, od Jego miłości do człowieka. Cały czas się zastanawiałem - co jest grane? Ja bardzo kocham i lubię ludzi, każdemu chcę pomagać, zwłaszcza tym, którzy są uważani za gorszych. Nie patrzę już na nikogo jak na wroga czy ofiarę, ale jak na człowieka - opowiada.
Nie mogło zabraknąć weselnego tortu Iwony i Krzysztofa
Urszula Rogólska /Foto Gość
Tego, co działo się z Krzyśkiem, nie rozumieli inni skazani - pamiętali, kim był. Ale miał ich szacunek. Stał wysoko w więziennej hierarchii, bo nigdy nikogo nie wydał. Jeśli ktoś mógł być dla nich wiarygodny, to na pewno ktoś taki. - Ludzie się boją, że kiedy oddadzą swoje życie Panu Bogu, stracą to czy tamto. Ja wiem, że nic się nie traci. Pan Bóg zabiera, owszem, ale tylko to, co jest złe. A daje prawdziwą wolność.
W czerwcu ubiegłego roku Krzysztof dawał świadectwo na Międzynarodowym Forum Posługi Więziennej w Tyńcu, przygotowanym przez stowarzyszenie Alpha. Kiedy wrócił do więzienia w Wadowicach, inni skazani pytali, jak było. - Mówiłem im, że wszyscy, którzy tam byli, mieli jeden cel - jak nam pomóc. Oni wszyscy wiedzieli, jaki byłem. Powiedziałem: dziś wam mówię, że was kocham. W więzieniu dla mężczyzn, to słowo zawsze odnosi się do homoseksualizmu. Ale tego dnia nikt się nie śmiał, nikt nie zrozumiał tego opacznie - mówi.
Krzysztof wyszedł pół roku przed końcem wyroku. - Obiecałem kolegom, że jutro wrócę. Nie wierzyli. 15 lipca byłem u nich z ekipą Alphy z powrotem. I chodzę tam co tydzień. To ich ujęło. Ja jestem pewien - jeśli mnie, człowieka zupełnie upadłego, Pan Bóg wyciągnął, to wyciągnie każdego. Tylko powiedz: "Panie, oddaję Ci wszystko, bo nie radzę sobie z niczym". Długo nie mogłem poradzić sobie z boskością Jezusa. Bo kim był? Chodził po ziemi i mówił, że jest Bogiem. Dopiero na Alphie zrozumiałem… Odczułem fizycznie tę miłość Pana Jezusa, to, co dla mnie osobiście zrobił. Tę pewność dostałem za darmo i chcę to oddać. Nie mogę tego zachować dla siebie, bo byłbym złodziejem. I jeżdżę wszędzie, gdzie się da, żeby o tym mówić.
* * *
Jeszcze w więzieniu Krzysiek modlił się o żonę, o rodzinę. Wkrótce po wyjściu z więzienia spotkał Iwonę, którą znał z dawnych lat. - Nie mogłam uwierzyć, że to on, kiedy tak o Panu Bogu mówił, potem o wspólnym budowaniu czegoś razem - uśmiecha się Iwona. - Myślałam, że zwariował.