Strasznie mało widzimy. Nawet jak bardzo się staramy poszerzyć nasze horyzonty
Strasznie mało widzimy. Nawet jak bardzo się staramy poszerzyć nasze horyzonty, to i tak pole naszego oglądu świata jest ubogie. Oczywiście wcale nie musi nam to przeszkadzać w życiu. Przynajmniej tak długo, jak długo pamiętamy o tym, że nie wszystko jest dla nas widoczne jak na dłoni. Tak naprawdę kłopoty zaczynają się wtedy, gdy przyznajemy sobie prawo do wszechwiedzy. Gdy wpadamy na zaiste szatański pomysł, by tę część świata którą postrzegamy uznać za świat cały. I próbować ten cały świat dopasować do naszych wąskich horyzontów. Gdyby tak właśnie zrobiła dzisiejsza patronka, nie wspominalibyśmy jej jako świętej. Na całe szczęście jej rodzice zadbali o to by już od dziecka wiedziała, że ten świat na który przyszła w roku 1850 we włoskiej Lombardii nie jest jej własnością. Że to jest raczej miejsce, na które została posłana przez Tego, który ten świat stworzył. I że to On wie i widzi wszystko. Wychowana w tym duchu dziewczynka postanowiła więc swoje życie oddać właśnie Jemu. Miała jednak swoje marzenia. Chciała niczym św. Franciszek Ksawery ruszyć na misje hen na kraj świata. Czyli w jej mniemaniu na Daleki Wschód. Swoich marzeń nie porzuciła wtedy, gdy kolejne zakonne wspólnoty odsyłały ją z kwitkiem z racji na jej słaby stan zdrowia. Nie zrezygnowała z marzeń nawet zakonie Sióstr Opatrzności gdzie przez 6 lat zgodnie z charyzmatem zgromadzenia, które ją przyjęło opiekowała się sierotami. Doszło nawet do tego że w wieku 30 lat założyła z siedmioma towarzyszkami zgromadzenie Misjonarek Najświętszego Serca Jezusowego, którego celem miała być praca zarówno wśród wierzących, jak i niewierzących. I gdy już była przekonana, że dokładnie widzi to czego Pan Bóg od niej chce, wtedy na jej drodze pojawił się biskup Placencji, Scalabrini, który zwrócił wzrok dzisiejszej świętej w zupełnie inną stronę. Poszerzył jej horyzont oglądu świata opowiadając o losie włoskich emigrantów za oceanem. Dzięki temu ta zakonnica zobaczyła to, co było dla niej do tej pory ukryte. Zobaczyła i odczytała to jako znak dla siebie i swojego zgromadzenia. Porzuciła marzenia o misjach na Wschodzie i razem z siostrami udała się do Stanów Zjednoczonych. Praca wśród emigrantów w oratoriach, w więzieniach, w katechizacji, szkolnictwie parafialnym, w posłudze chorym, sprawiła że zgromadzenie uzyskało w 1907 roku aprobatę Stolicy Apostolskiej, a jego założycielka została wyniesiona do chwały ołtarzy. Czy wiecie państwo gdzie i kiedy zmarła wspominana dzisiaj w Kościele św. Franciszka Ksawera Cabrini? W Chicago 22 grudnia 1917 roku. Zostawiła po sobie 66 placówek zgromadzenia i 1300 sióstr.