Trzymającą w napięciu opowieść o insygniach koronacyjnych władców polskich przedstawił Adam Orzechowski podczas Święta Piastów Śląskich we Wrocławiu.
– Mówiąc o Piastach Śląskich, wspominamy również o Piastach w ogóle – wyjaśnił na wstępie Jan Skowera, marszałek Konfederacji Spiskiej, prezes Fundacji Korony Polskiej. To ona organizuje święto mające na celu upowszechnienie wiedzy o piastowskich książętach na Śląsku (którym zresztą nieobce były ambicje dotyczące korony polskiej). Zaprosił zebranych do wysłuchania Adama Orzechowskiego, antykwariusza, znawcy dawnych klejnotów z Nowego Sącza. Dzięki swej wytrwałości i dociekliwości doprowadził on do wiernej rekonstrukcji tzw. „Korony Chrobrego”, zwanej też Corona Privilegiata – która w istocie… powstała 200 lat po śmierci pierwszego polskiego króla i była koroną Władysław Łokietka.
Dzieje insygniów polskich obfitują bowiem w dramatyczne zwroty akcji. Pierwsza korona polskich królów spoczęła oczywiście na skroniach Bolesława Chrobrego – koronowanego w Wielkanoc 1025 r. Nią również koronowany był jego syn Mieszko II – prawdopodobnie na Boże Narodzenie tego samego roku. Podczas zawirowań, jakie miały miejsce wkrótce potem na ziemiach polskich, korona została wywieziona – zapewne żona Mieszka II, Rycheza, wyjeżdżając na ziemie niemieckie przekazała je cesarzowi Konradowi II. Co się z nią potem stało, nie wiadomo.
Kolejną koronę – wokół której narosło wiele legend i hipotez – założył Bolesław II Śmiały. Został wygnany. Po wielu latach braku koronowanego władcy spoczęła ona w końcu w 1295 r. w archikatedrze gnieźnieńskiej na skroniach Przemysława II – wkrótce jednak zamordowanego. W 1300 r. na króla polski koronował się czeski władca Wacław II. Korona B. Śmiałego została po tej koronacji wywieziona z Gniezna do Czech – gdzie zaginęła wraz z wygaśnięciem rodu Przemyślidów.
20 stycznia 1320 r. koronował się – jako pierwszy w katedrze wawelskiej, a nie w Gnieźnie – Władysław Łokietek. Na tę okazję powstały nowe insygnia. Łokietkowa korona nazwana została „koroną Chrobrego” – choć w istocie z koroną pierwszego króla materialnie nie miała nic wspólnego. To ona przez kilkaset lat służyła władcom Polski ( z kilkoma wyjątkami) – aż do rozbiorów. – Ostateczny kształt osiągnęła za króla Jana III Sobieskiego – wyjaśniał A. Orzechowski, wspominając o kolejnych „przygodach” niezwykłego przedmiotu na przestrzeni wieków (przez pewien czas przebywała na Węgrzech).
Rekonstruktor korony opowiadał o wykładach prof. Karola Estreichera – których słuchał jako student historii Uniwersytetu Jagiellońskiego – wykładach poświęconych dziejom królewskich koron. Usłyszał wówczas o rabunku skarbca koronnego, jakiego dokonali Prusacy, gdy – po klęsce Tadeusza Kościuszki pod Szczekocinami – 15 czerwca 1794 r. wdarli się do Krakowa i na Wawel. Zgodnie z późniejszymi dokumentami sprowadzili z Wrocławia zaprzysiężonego ślusarza, by otworzył 6 okutych drzwi z kunsztownymi zamkami i skrzynię żelazną kryjącą insygnia koronacyjne. Po pokonaniu trudności (wrocławski ślusarz nie poradził sobie do końca i trzeba było wyrąbać kamienny próg pomieszczenia), mieli obrabować skarbiec, a insygnia miały zostać wywiezione (przez Wrocław) i zniszczone. Z uzyskanego złota, wedle dokumentów pruskich, wybito w 1811 r. monety. Adam Orzechowski wszedł w posiadanie kilku takich monet, które miały pochodzić z insygniów – co sprawiło, że zdecydował się podjąć niezrealizowane marzenie prof. K. Estreichera: doprowadzić do wiernej rekonstrukcji insygniów koronacyjnych używanych przez polskich królów począwszy od Władysława Łokietka.
Udało się to m.in. dzięki portretom królów polskich autorstwa Marcello Bacciarellego oraz portretowi i rysunkom Józefa Wernera, dzięki badaniom profesorów Michała Rożka i Jerzego Lileyki, a także żmudnym staraniom A. Orzechowskiego, np. o pozyskanie odpowiednich kamieni. Trudność sprawiało m.in. oszlifowanie ich tak, jak czyniono to w średniowieczu czy renesansie (korona była wzbogacana w różnych okresach czasu). W koronę wtopione zostały monety pochodzące ponoć z autentycznej „korony Chrobrego”.
W tym miejscu opowieść o jej dziejach można by zakończyć. Wiele jednak wskazuje na to, że… historia insygniów kryje o wiele więcej zagadek. – Doszedłem do wniosku, że pruskie przekazy dotyczące zniszczenia korony nie są wiarygodne… – Wiele wskazuje na to, że „koronę Chrobrego” mógł ukryć przed Prusakami ks. Sebastian Sierakowski – ostatni kustosz skarbca. Miał klucze do niego, miał pieczęć. Nie dysponował kluczami do wszystkich siedmiu kłódek od skrzyni z insygniami (miało je siedmiu różnych urzędników) – one właśnie zostały odnalezione jako przepiłowane. Mógł je wynieść pod osłoną nocy i ukryć gdzieś. Był architektem, mógł znaleźć dla nich odpowiednią kryjówkę – mówi A. Orzechowski. Powodów takich podejrzeń jest wiele. Dziwne, że Prusacy – skoro zabrali koronę – nie skradli też np. mieczy grunwaldzkich. Król pruski w 1825 r. miał koron szukać, a w 1835 r. nagle twierdził, że w 1811 r. kazał je zniszczyć… Nikt [ze strony polskiej] się nie domagał zwrotu insygniów – jakby wiedziano, że zostały ukryte.
Prelegent zwraca uwagę, że dokumenty pruskie mówiące o zniszczeniu koron pojawiają się znienacka, gdy domaga się insygniów polskich car Mikołaj I (który chciał koronować się nimi) – tak jakby król pruski Fryderyk Wilhelm III potrzebował „podkładki”, by odrzucić żądania cara. Znaków zapytania, hipotez i legend dotyczących koron jest mnóstwo. Wiadomo, że chętna do ich przejęcia była caryca Katarzyna. Wiadomo o pogłoskach, jakoby o miejscu ich ukrycia wiedzieli przedstawiciele trzech polskich rodów, którzy tajemnicę przekazywali zawsze na łożu śmierci najstarszemu synowi w rodzinie. Wiadomo, że insygniów szukał m.in. marszałek Józef Piłsudski we Włodzimierzu Wołyńskim…
Czy znajdą się kiedyś? Pytanie pozostaje otwarte. – Jest szansa, że gdzieś przetrwały – mówi A. Orzechowski.
Adam Orzechowski opowiadał o insygniach we wrocławskim ratuszu Agata Combik /Foto Gość