Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. Łk 4,29
Jezus przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać.
Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, znalazł miejsce, gdzie było napisane: «Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana».
Zwinąwszy księgę, oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione.
Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście». A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: «Czy nie jest to syn Józefa?»
Wtedy rzekł do nich: «Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum».
I dodał: «Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman».
Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się.
Odrzucili Go. Nie potrafili zgodzić się na to, że Ten, który całkiem niedawno biegał po uliczkach Nazaretu i bawił się z ich dziećmi, chce teraz przemawiać w mocy Ducha, wyjaśniać im Pisma, a nawet pouczać, wytykając niedowiarstwo i oziębłość serca. To przecież syn Józefa, ich krewny – czy ktoś taki mógłby być Mesjaszem i czynić cuda? Tymczasem Jezus nie stroni od konfrontacji. Mógłby przecież milczeć lub ominąć Nazaret, unikając trudnego spotkania z bliskimi. A jednak nie boi się wypowiedzieć trudnej prawdy i czyni to pod natchnieniem Ducha Świętego. Jego słowa obnażają zakłamanie, małostkowość i fałszywe schematy, w których również my tkwimy nierzadko całymi latami. Gdy ktoś nam je wytknie, obrażamy się i wpadamy w gniew. Może gotowi jesteśmy nawet zabić? Co czuł Jezus pchany rękami krewnych na stok góry, z której zamierzali Go strącić? Długo można z miłością znosić ciosy z rąk obłąkanych. Czasem jednak, w imię miłości, trzeba ślepców zostawić ich ślepocie i po prostu się oddalić.