W sianowskim gimnazjum i sąsiadującym z nim parku rozległy się strzały i wybuchy, gdy powstańcy w biało-czerwonych odpierali ataki hitlerowskich oddziałów.
W tym roku rekonstruktorzy zabrali widzów do pierwszego dnia sierpnia 1944 r., do ruszającego do powstańczego zrywu Śródmieścia. Scenariusz inscenizacji oparli na wspomnieniach Aleksandra Kaczorowskiego ps. „Kaczorek”, żołnierza batalionu „Miłosz”, a zarazem honorowego obywatela Sianowa.
- Dobrze, że się spociłem, bo nie było widać łez. Wzruszyłem się bardzo - przyznaje Filip Kiciński, dzisiaj w roli młodego „Kaczorka”. Chwilę wcześniej, prosto z pola inscenizacyjnej walki oddał honory bohaterowi, w którego się wcielił.
- Najlepsza rekonstrukcja nie jest wstanie pokazać okropności walki, ale te huki, wystrzały, „trupy” kolegów - to zostaje w głowie na długo - przyznaje członek Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Gryf”.
- Cieszę się, że potrafię zainteresować choćby swoich znajomych, którzy może na co dzień nie specjalnie interesują się historią. Dzisiaj opowiadaliśmy im jeden epizod, pojedynczą historię, niewiele, ale jeśli przynajmniej jedną osobę uda się skłonić do tego, żeby sięgnęła gdzieś głębiej, poczytała o powstaniu, to mogę być z siebie dumny - dodaje Filip.
Bogusia Budniewska nie po raz pierwszy gra w inscenizacji. - Kiedy usłyszałam syrenę, coś złapało mnie za gardło. Myślałam o tym, że 73 lata temu do powstania szli też moi równolatkowie. I ginęli. Chciałabym myśleć, że ja tez znalazłam bym w sobie tyle odwagi, żeby pójść walczyć za Polskę, ale wolałabym tego nigdy nie sprawdzać - przyznaje czternastoletnia „sanitariuszka”.
Dla Julii Pokaczajło ze Szczecinka był to debiut. Możliwość dołączenia do rekonstruktorów wygrała podczas charytatywnej licytacji. - To niesamowite przeżycie! Huk, dym, strzały, krew, chociaż na szczęście jedynie sztuczna z woreczków, ale to wszystko działa. Trudno nie myśleć o tych, którzy ginęli w Warszawie naprawdę. To jeden z najlepszych pomysłów, żeby oddać cześć bohaterom - mówi jeszcze pełna emocji.
Razem z nimi po obu stronach powstania walczyło 60 rekonstruktorów z całej Polski. Organizatorzy inscenizacji z dużą pieczołowitością dbali o szczegóły przedstawienia, co podkreśla Łukasz Gładysiak ze Studia Historycznego „Huzar”, współtwórca przedsięwzięcia.
- Inscenizacje mają być lekcją historii. Zależy nam na tym, żeby nie fałszować historii. W Polsce rekonstrukcja jest na takim poziomie, że pewne błędy w środowisku uchodzą za niewybaczalne. I bardzo dobrze, bo to nas mobilizuje do sprawdzania, szukania, uczenia się - przyznaje.
- Szukamy smaczków. Na przykład udało nam się w niełatwy sposób zdobyć do naszej inscenizacji Błyskawicę, najbardziej kojarzoną z powstaniem broń. To, że nasz bohater ma na sobie przedwojenny mundur i brytyjski hełm zrzucony do walczącej stolicy razem z zaopatrzeniem także nie jest przypadkiem. Te szczegóły znamy z opowiadań pana Aleksandra - dodaje Łukasz Gładysiak.
Jak zauważa inscenizacje to hołd rekonstruktorów oddany powstańcom - tym, których znają i tysiącom młodych ludzi, którzy oddali życie w walczącej stolicy.
- Powstanie Warszawskie już dawno przestało odnosić się wyłącznie do stolicy. To zryw, który był ważny dla całego podziemia antyhitlerowskiego w Europie. To był zryw umęczonego miasta, ale zarazem zryw wszystkich Polaków. Chcieli walczyć Niemcami, a jednocześnie pragnęli, by przybywający ze wschodu „sojusznik” był witany na polskiej ziemi przez polskie oddziały. Nie zapominajmy również, że wielu powstańców uciekając przed komunistami trafiało na te tereny. Przez dziesięciolecia nie mówili o swoim udziale w powstaniu, większość z nich już odeszła. Tym bardziej winniśmy im swoją pamięć - dodaje historyk.