- Korzenie Kościoła są w rodzinach. Dbajcie o nie - mówiła mistyczka z Syrii.
Podczas ekstaz, których w sumie było 37, Myrna widziała Matkę Bożą i "świetlną sylwetkę" Jezusa. Towarzyszyło im wydzielanie się oliwy z twarzy i rąk, a gdy widzenie dotyczyło Jezusa - oliwa wypływa też z oczu mistyczki.
W 1984 r. Wielkanoc przypadała w tym samym terminie w kalendarzach juliańskim, który obowiązuje prawosławnych i gregoriańskim - obowiązującym katolików.
W Wielki Czwartek Myrna zauważyła na rękach, stopach, boku i czole otwarte, krwawiące rany, czyli stygmaty. Potem pojawiły się one jeszcze pięć razy - zawsze wtedy, gdy Wielkanoc wspólnie w tym samym czasie świętowali katolicy i prawosławni. Za każdym razem mistyczka była poddawana badaniom komisji lekarskich, które nie potrafiły wytłumaczyć skąd się biorą rany i w jaki sposób zamykają się tego samego dnia.
- To było bolesne doświadczenie, bo rany bolały, a jednocześnie była radość cierpienia dla Chrystusa - mówiła Myrna. - Dużą przykrość sprawiała mi obecność ciekawskich ludzi, lekarzy, dziennikarzy... Nie chciałam teatru, chciałam te chwile o dużej intensywności duchowej, spędzić na modlitwie. Ale wszystko oddawałam na chwałę Pana.
Zdaniem mistyczki objawienia, stygmatyzacja były etapami formacji, przygotowującej ją i jej rodzinę do misji niesienie pojednania, przebaczenia, jedności z Bogiem, drugim człowiekiem, samym sobą.
- Dwa tysiące lat temu Jezus przyszedł na świat właśnie tam, na Wschodzie, po to, żeby uczynić ludzi braćmi. Jednak został stracony na krzyżu, bo nie zrozumiano Jego dobrej nowiny o miłości - podkreślała mówczyni. - Dzisiaj znów króluje wrogość, nienawiść. To wszystko jest znakiem, że Bóg nie jest znany i uznany. Potrzeba więc, żebyśmy odważnie świadczyli o Tym, który jest Bogiem miłości. Wszystkie orędzia, które otrzymaliśmy w naszym domu na przedmieściach Damaszku, odnoszą się do tego, żeby świat się nawrócił, żył miłością, żeby oparł się na braterstwie.
Jak wspominała mistyczka, kiedy Bóg wkroczył w jej życie tak namacalnie, wielu ludzi podpowiadało jej, że w tej sytuacji powinna odsunąć się od męża i całkowicie poświęcić modlitwie, bo taka postawa "jest godna Pana Boga". Jej wątpliwości rozwiała sama Maryja, mówiąc w jednym z widzeń, że jej życie małżeńskie, rodzinne ma pozostać takie jakie było, że bycie żoną i matką (ma dwoje dzieci) jest jej powołaniem.