Na zwycięstwo Partii Konserwatywnej - z przewagą od niespełna jednego do trzynastu punktów procentowych nad opozycyjną Partią Pracy - wskazują najnowsze badania opinii publicznej, przeprowadzone na dzień przed czwartkowymi wyborami parlamentarnymi.
Według większości sondaży premier Theresa May może spodziewać się zachowania stanowiska i powiększenia samodzielnej większości torysów w Izbie Gmin, która obecnie wynosi 17 mandatów.
Na największą przewagę Partii Konserwatywnej wskazuje badanie BCG - 13 pp., ICM dla dziennika "The Guardian" - 12 pp. oraz ComRes - 10 pp., a najmniejsze Surveymonkey dla "The Sun" - 4 pp. i Survation - 0,9 pp. Przewidywana przez pracownie średnia przewaga wynosi niespełna 8 pp.
Opozycyjna Partia Pracy może według sondaży liczyć na wyższy wynik niż w 2015 roku. Średnia wskazuje na 35,1 proc. głosów w porównaniu do 30,4 proc. zdobytych przez ugrupowanie Jeremy'ego Corbyna w poprzednich wyborach. Jeśli - jak sugerują badania - laburzyści jednocześnie stracą część ze swoich 229 mandatów w Izbie Gmin (ze względu na nierówną dystrybucję w 650 okręgach jednomandatowych), wysokie poparcie w skali kraju może, paradoksalnie, pomóc liderowi Partii Pracy w odpieraniu wewnątrzpartyjnej krytyki i wezwań do ustąpienia ze stanowiska szefa ugrupowania.
Według obliczeń Electoral Calculus, który uwzględniając tzw. uniform swing, czyli równomierną zmianę opinii wyborców w skali całego kraju, przelicza sondaże na liczbę zdobytych mandatów, Partia Konserwatywna powinna uzyskać samodzielną większość wyrażającą się liczbą co najmniej 18, a w najlepszym wypadku nawet 96 posłów.
Wyjątkiem jest jedynie badanie Survation przewidujące ryzyko tzw. zawieszonego parlamentu, w którym żadna z partii nie ma samodzielnej większości. Przy wykorzystaniu modelu Electoral Calculus, rządzącym dotychczas torysom mogłoby zabraknąć dosłownie kilku mandatów do samodzielnych rządów.
W ostatnich dniach przed kampanią część sondażowni sugerowała, że pod wpływem rekordowej frekwencji wśród najmłodszych wyborców Partia Pracy mogłaby osiągnąć niespodziewanie wysoki wynik, który doprowadziłby do powstania właśnie "zawieszonego parlamentu".
O ile Survation - spodziewając się 82 proc. frekwencji wśród wyborców w wieku od 18 lat do 24 lat - przyjęło taki scenariusz, o tyle druga z pracowni - YouGov w swym ostatnim sondażu wskazała na siedmiopunktowe zwycięstwo Partii Konserwatywnej, komfortowe dla tej ostatniej i powiększenie obecnej większości parlamentarnej torysów.
Historycznie najmłodsi wyborcy (18-24 l.) byli grupą, która dotychczas najczęściej zostawała w domu: w 2015 roku zaledwie 44 proc. osób z tej grupy zagłosowało w wyborach. Dla porównania grupa osób powyżej 65. roku życia, która w zdecydowanej większości popiera Partię Konserwatywną, stawiła się przy urnach osiągając wysoki wskaźnik frekwencji - 78 proc.
Radykalnie lewicowe postulaty lidera Partii Pracy Jeremy'ego Corbyna zmobilizowały duże grupy najmłodszego elektoratu, a jego ugrupowanie może pochwalić się dziś rekordowo wysoką liczbą członków. Pozyskano ich w dużej mierze dzięki zaangażowaniu młodych aktywistów. W trakcie kampanii wyborczej prowadzono również szereg działań zorientowanych na tę grupę społeczną i wiekową. Miały one na celu zmobilizowanie młodych wyborców do wpisania się na listy wyborców i wzięcia udziału w głosowaniu 8 czerwca.
"Różnica w preferencjach politycznych w zależności od wieku jest bardzo istotna i zwiększyła się w toku tej kampanii" - przyznał w rozmowie z PAP główny ekspert BBC i profesor z University of Strathclyde w Glasgow, John Curtice. Jak wskazał, według sondaży Partia Pracy może liczyć na poparcie dwóch trzecich wyborców do 24-go roku życia, a Partia Konserwatywna na poparcie dwóch trzecich wyborców powyżej 65. roku życia.
"Pytanie brzmi: czy postawić na wyborców w wieku 18-24 lata, którzy dotychczas nie stawiali się przy urnach, ale teraz przyczynili się do wzrostu poparcia dla Partii Pracy w sondażach czy też stawiać raczej na tych powyżej 60-go roku życia, w tym byłych sympatyków Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), którzy w ciągu ostatnich 3-4 lat prowadzili debatę polityczną w kraju, biorąc udział w każdym głosowaniu?" - ocenił Matthew Goodwin z University of Kent.
Curtice podkreślił w swej wypowiedzi, że kluczową kwestią w tych wyborach jest "nie tylko kto wygra, ale jak wygra". Jak zaznaczył, premier Theresa May ogłosiła przedterminowe wybory w celu uzyskania "wyraźnej" samodzielnej większości, a średnia sondaży wskazująca na ok. dziewięciopunktowe zwycięstwo nad Partią Pracy przełożyłaby się w przypadku równomiernej zmiany nastrojów na samodzielną większość ok. 32-40 mandatów.
Jak ocenił, mogłoby to być postrzegane jako "niepowodzenie misji" premier May, biorąc pod uwagę fakt, że w momencie ogłoszenia wyborów przewaga konserwatystów sięgała nawet 20 punktów procentowych, co pozwoliłoby na uzyskanie ponad 120-mandatowej większości.
"W normalnych okolicznościach większość 40 mandatów sprawiłaby, że liderzy danego ugrupowania byliby bardzo zadowoleni. Pozwoliłoby im to na spokojne przejście przez całą kadencję. Ale ona (May - PAP) zdecydowała się na wybory licząc na olbrzymią przewagę, więc będziemy ją oceniać według innych standardów" - dodał Curtice.
Psefolog zastrzegł jednocześnie, że choć wszystkie firmy badawcze zmieniły modele, które w 2015 roku mylnie przewidziały wyniki wyborów, błędnie wskazując na "zawieszony parlament", chociaż Partia Konserwatywna odniosła w tamtych wyborach zdecydowane zwycięstwo, nadal nie należy traktować sondaży jako nieomylnych.
"Wiemy, że torysom spada poparcie, ale nie wiemy jak bardzo" - przyznał, zwracając również uwagę na trudność przełożenia poparcia na poziomie krajowym na wyniki w 650 okręgach jednomandatowych.
Z kolei Goodwin zaznaczył, że gdyby sondażownie się pomyliły, a torysom nie udało się uzyskać nawet samodzielnej większości "byłaby to kompletna porażka May i skutkowałaby jej dymisją, (...) najprawdopodobniej następnego dnia".
Według bukmacherów samodzielna większość Partii Konserwatywnej jest niemal niezagrożona. Również prognozy przygotowane przez najważniejszych politologów, psefologów i socjologów z najważniejszych brytyjskich uniwersytetów wskazują na zdecydowane zwycięstwo Partii Konserwatywnej: średnia dziewięciu modeli przygotowana przez Simona Hixa z London School of Economics wskazała na możliwość uzyskania przez torysów samodzielnej większości 67 mandatów.
W czwartek Brytyjczycy będą wybierali posłów spośród ponad 3,3 tys. kandydatów w 650 okręgach jednomandatowych. Lokale wyborcze otworzą się o 7:00 czasu lokalnego (8:00 czasu polskiego), a zostaną zamknięte o godz. 22 czasu lokalnego (23:00 czasu polskiego). Po zamknięciu lokali wyborczych ogłoszony zostanie wynik wspólnego sondażu exit poll dla telewizji BBC, ITV i Sky News.
Liczenie głosów rozpocznie się natychmiast po zamknięciu lokali wyborczych. Pełne wyniki będą znane w piątek rano.