Wygrana żadnego z kandydatów II tury nie da Francji tego, czego naprawdę potrzebuje: gruntownego przewietrzenia tego kraju.
Najbliższe 2 tygodnie, do II tury wyborów we Francji, to czas na standardowe liczenie szabel. Dla niektórych emocje i rozrywka gwarantowana. I choć z „pierwszego rzutu oka” wygląda, że raczej Macron jest faworytem, to przesądzać o tym dzisiaj byłoby jednak mocno ryzykowne. Wśród głosujących na trzeciego w I turze Fillona z pewnością jakaś część poprze kandydatkę Frontu Narodowego, a i wyborców ultra lewicowego, z czwartym wynikiem, Mélenchona nie należy lekceważyć, bo z wyborcami Le Pen łączą ich m.in. poglądy antyunijne i antysystemowe w ogóle. Dlatego w liczeniu szabel nie ulegałbym dość powszechnemu „poczuciu ulgi" wśród europejskich elit („Macron uratuje Europę" itp.).
Bo o jaki ratunek chodzi? Przed czym i w jaki sposób może uratować Europę polityk, którego poglądy, a w każdym razie deklaracje, są kwintensencją większości dogmatów i kierunków, które tę Unię powoli, ale systematycznie przygotowują do akademii pożegnalnej? Dlatego w tym momencie interesuje mnie coś innego niż rozważania w rodzaju, kto Unię uratuje, a kto ją pogrąży, kto jest bardziej proputinowski, a kto się Putinowi postawi. Akurat w tej drugiej kwestii sam fakt, że Marine Le Pen prezentuje się jako otwarty kandydat Moskwy, nie sprawia, że Emmanuele Macron ma zdolność trzeźwej oceny tego, czym jest putinowska Rosja. Tak samo zresztą jak pozostali kandydaci. Z prostego powodu: we Francji mało kto jest w stanie spojrzeć na Rosję trzeźwo. A w każdym razie nie ma nikogo, kto byłby w stanie z tego trzeźwego osądu uczynić element konsekwentnej polityki wobec Rosji. Francuzi po prostu tak mają. Dlatego i te rozważania nie mają większego sensu. Sama kalka – ten jest "proputinowski", a tamten anty – jest dość wyświechtana i nie oddaje zazwyczaj skomplikowanych zależności i działań w polityce międzynarodowej.
Dla mnie ważne jest pytanie: dlaczego nie widać na horyzoncie nikogo, kto chciałby, umiał i – co równie istotne – dostał mandat społeczny do tego, by wydobyć z Francji i Francuzów to, co w nich najlepsze; kto zechciałby przywrócić ducha francuskiej kulturze i realną siłę francuskiej gospodarce. Kogoś, kto pomógłby wyjść Francji z cywilizacyjnego staczania się w dół, zatrzymać proces, który uruchomiły różne odcienie lewicowo-liberalnej ideologii poprawności politycznej. Lekarstwem na to z pewnością nie jest kolejna ideologia, tym razem w wersji szowinistyczno-konserwatywno-narodowej, ale nie jest nim również wybranie reprezentanta status quo. To jakaś niezgłębiona tajemnica, jak naród mający tak fascynującą kulturę i język, w sposób inteligentny i – bien sûr – mocno wysublimowany, potrafił sam zapędzić się w kozi róg, z którego ani bieżące wybory, ani chyba kilka kolejnych (wszystko na to wskazuje) nie będą w stanie go wyprowadzić.