Sąd w Australii wydał szokujący wyrok w sprawie obrończyni życia.
W 2013 roku we wschodnim Melbourne w Australii Michelle Fraser stała przed kliniką aborcyjną z dwoma fotografiami. Obie przedstawiały martwe dzieci - ofiary aborcji, Jedno było 10-12 tygodniowe, drugie 24-tygodniowe. Pokojowa manifestacja została przerwana. Kobietę aresztowano, a fotografie, które trzymała nazwano "obscenicznymi".
Sąd stanu Victoria uzasadnił swój wyrok stwierdzeniem, że fotografie nienarodzonych dzieci zmasakrowanych w wyniku aborcji są "ohydne, odrażające, potencjalnie szkodliwe i obraźliwe wobec współczesnych standardów".
"Moją intencją było uświadomić kobietom, że ich nienarodzone dzieci nie są jakimś zlepkiem komórek" - powiedziała wówczas Michelle. "Chciałam także uświadomić im, że kliniki aborcyjne kłamią".
Ją samą klinika aborcyjna również okłamała.
"Jestem zdecydowana w ukazywaniu zła, jakim jest aborcja. Mnie również powiedziano, że moje dziecko jest tylko zlepkiem komórek i zasługuje jedynie na to, aby trafić do kosza na śmieci. Chcę, aby kobiety chociaż wiedziały, na co się godzą, żeby nie wymigały się niewiedzą. Pragnę także być głosem tych wszystkich nienarodzonych."
W marcu 2017 r. sąd w stanie Victoria uznał, że eksponowanie fotografii z zamordowanymi dziećmi w wyniku aborcji jest przestępstwem. Wyrok zszokował australijskie środowiska pro life, jednak Michelle powiedziała: "Cieszę się, że mogę iść do więzienia za te dzieci".
Obecnie w Australii przeprowadza się ok. 100 tys. aborcji rocznie.