Ślązak z wyboru, ogromnie zasłużony dla regionu, ze względu na słabnący wzrok przed 4 laty wyjechał do syna pod Tarnów. Teraz do Katowic wróciły jego znakomite obrazy i rysunki.
Maciej Bieniasz ma 79 lat. Pochodzi z Krakowa, ale nazywa siebie "Ślązakiem z wyboru". Do Katowic przyjechał w 1969 r. z żoną Małgorzatą, która organizowała tu filię UJ – Wydział Prawa przyszłego Uniwersytetu Śląskiego. "Z początku byłem przerażony, bo trafiłem do blokowiska, robotniczej sypialni Katowic. Zacząłem wtedy malować cykl »Portret miasta«. Niektórzy twierdzili, że to jest raczej donos na miasto... Malowałem go w ramach katharsis, żeby nie budzić się w nocy z krzykiem: »Mamo, ratuj, gdzie ja się znalazłem?!«" – powiedział nam w 2012 roku. – Na szczęście od tamtego czasu Śląsk bardzo się zmienił, a i ja lepiej go poznałem i zrozumiałem. Teraz darzę Śląsk miłością, i to z wzajemnością – dodał.
W Katowicach urodziły się jego dzieci Bartek i Agnieszka. "Sądziłem, że tu umrę i zamelduję się na Sienkiewicza w Katowicach, gdzie już jest grób żony i córki. Jednak okazało się, że zacząłem tracić wzrok. Muszę więc zamieszkać w rodzinnej Galicji, u mojego syna w Tarnowie. Syn z synową powiedzieli, że się ociemniałym dziadkiem zajmą" – powiedział nam przed 5 laty.
Maciej Bieniasz w latach 1974–2009 pracował w katowickiej filii Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Był współzałożycielem grupy artystycznej Wprost. I choć nie uważa się za poetę, to on w grudniu 1981 roku napisał najsłynniejszy wiersz stanu wojennego – "Idą pancry na Wujek". Śląsk pożegnał go w końcu w 2012 roku nagrodą "Lux ex Silesia".
Prof. Bieniasz nie bierze już pędzla do ręki, ale wciąż rysuje – pomimo, że bardzo niewiele widzi. I te rysunki są znakomite. Na wernisaż wystawy do Katowic nie udało mu się dotrzeć. Nagrał jednak przesłanie do uczestników wernisażu.