Zostali znienawidzeni i okrutnie zamordowani. W uroczystość Wszystkich Świętych wspominamy ich niezwykłe życie. Męczennicy Śląscy, módlcie się za nami!
Jeden z naocznych świadków męczeństwa ojca Mzyka, ks. Sylwester Marciniak, tak go wspomina:
Ojciec Mzyk wypełniał wszystkie polecenia bardzo skrupulatnie, ostrzegał przed wszystkim, czym można by „podpaść” i stale, jak to łatwo było zauważyć, modlił się.
Władze obozowe interesowały się nim szczególnie. Któregoś dnia wszedł do celi komendant obozu z innym oficerem. Każdego po kolei pytali o nazwisko i „przestępstwo”. Przy O. Mzyku zatrzymał się i powiedział: „Ach tak, to jest ten twardy nasz przeciwnik”. Po wyjściu oficerów wyjaśnił nam O. Mzyk, że dawał „mocne” odpowiedzi w czasie aresztowania i w śledztwie. Pewnego dnia wywołał O. Mzyka z celi strażnik obozowy Hoffmann i strasznie go pobił na korytarzu.
20 lutego 1940 roku po południu wpadł do naszej celi podoficer Dibus z jakimś szoferem. Obydwaj byli pijani, strasznie się awanturowali. Szczególnie jednak bili po twarzy O. Mzyka. Zwłaszcza ów szofer na polecenie Dibusa. To miał być ostatni dzień ojca Mzyka. W nocy otworzyli drzwi. Nie weszli jednak do celi. Kazali nam wszystkim wyjść na korytarz z wyjątkiem ks. Olejniczaka. Było ich kilku z Dibusem na czele. Stanęliśmy w skarpetkach i ubraniach (bo tak zawsze spaliśmy) na głównym korytarzu naprzeciw naszej celi. Dibus zatrzymał ks. Gałkę. O. Mzyka i mnie, reszcie kazał odejść. Kazano nam biec bocznym korytarzem. Gdyśmy biegli obok siebie, O. Mzyk poprosił mnie o rozgrzeszenie. Gdy dobiegliśmy do końca korytarza, z ks. Galą zatrzymaliśmy się przed schodami prowadzącymi na wyższe piętro, natomiast O. Mzyk zaczął wchodzić na stopnie. Wtem rozległ się za nami krzyk strażników, kazano nam stać na miejscu. Ojca. Mzyka ściągnięto ze schodów i zaczęto go bić „za to, że chciał zbiec”. W tej chwili zrobiło się wielkie zamieszanie, z którego trudno zdać sobie sprawę. Pamiętam jednak dokładnie, że ks. Gałka jak i O. Mzyk bardzo krzyczeli i jęczeli. Jakkolwiek nie byłem w tej chwili przy nich, miałem wrażenie, że strasznie ich bito i znęcano się nad nimi. Moje mniemanie potwierdził wygląd ks. Gałki, który był poraniony, posiniony, pokrwawiony, miał podarte spodnie i koszulę.
Bicie O. Mzyka i ks. Gałki trwało długo. Chociaż trudno określić czy 15 minut, czy pół godziny. W międzyczasie znalazłem się na głównym korytarzu obok naszej celi, a więc blisko zewnętrznej bramy wschodniej. Do tej oto bramy przyprowadził ojca Mzyka Dibus. Gdy przechodzili obok mnie, musiałem się odwrócić, a więc nie mogłem zobaczyć, jak wyglądał. Kazał stanąć mu przy bramie, a sam cofnął się do podoficera, który wówczas rozmawiał ze mną, pożyczył od niego naboje, a następnie przybliżył się do O. Mzyka i strzelił w głowę z tyłu. Gdy już upadł, strzelił po raz drugi. Ks. Gałce i mnie pozwolono odejść do celi. Za jakieś pół godziny słyszeliśmy, jak zabierano zwłoki ojca. Mzyka.
Inny świadek, niewidomy ks. Olejniczak, który tylko wszystko słyszał, dodał jeszcze jeden szczegół: Dibus wybierając sobie upatrzone ofiary, bił je po twarzy, kopał bez opamiętania. Przy takim inspekcyjnym napadzie został także okrutnie zbity wasz śp. ks. Ludwik. Pragnąc wówczas okrutnie skatowanego brata kapłana oderwać od wewnętrznego udręczenia, zbliżyłem się do niego bełkocąc jakieś słowa pociechy, na co otrzymałem znamienne słowa: „Nie może być uczeń nad Mistrza” Wówczas pochyliłem się przed nim i poprosiłem go o błogosławieństwo, którego mi też chętnie udzielił”.
Beatyfikowany przez Jana Pawła II w grupie 108 Męczenników czasów II wojny światowej, w Warszawie 13 czerwca 1999 roku