W aktualnym, 19. numerze „Gościa Katowickiego” na 8 maja wspominamy zmarłego 17 kwietnia Wihelma Iwaneckiego z Siemianowic Śląskich. Poniżej przedstawiamy świadectwa osób z nim związanych - kapłanów oraz żony, dzieci i wnuków. - Bardzo mi go brakuje, ale nie płaczę. Żyję dalej dla Pana Boga - mówi żona śp. Wilhelma Anna.
„Ujął mnie radością życia. Potrafił się zawsze znaleźć, nie pozwolił się smucić. Do dziś nas rozwesela” – tak przed 16 laty w „Gościu Niedzielnym”, w artykule w ramach cyklu „Migawki z życia rodzinnego”, mówiła o swoim mężu Wilhelmie Anna Iwanecka. Opowiedziała też o dacie zaślubin: „Wybraliśmy na ślub dzień Matki Bożej Gromnicznej, 2 lutego. A wtedy jeszcze nie byliśmy w Ruchu Światło–Życie, w którym światło jest tematem centralnym, i Maryja… To była jakby zapowiedź naszej przyszłości”. Wilhelm wyznał wówczas: „Jest mi podporą. Jeśli chodzi o pobożność, to śmieję się, że jak ona pójdzie do nieba, to ja się jej po prostu złapię…”.
Wilhelm poszedł pierwszy... Jednak dobro, które po sobie pozostawił – a świadczą o nim dobitnie poniższe świadectwa – utorowało mu zapewne drogę do domu Ojca.
***
Wilhelm Iwanecki urodził się w górniczej rodzinie w Siemianowicach jako najmłodszy z ośmiorga rodzeństwa. Sam doczekał się 5 dzieci, 15 wnuków i 2 prawnuczek. Syn i wnuk zostali kapłanami, pozostali synowie – szafarzami. Jedna z córek jest lekarzem, a druga pedagogiem. W małżeństwie z Anną przeżył 59 lat. Razem brali udział w pracach I Synodu Kościoła Katowickiego, a później zakładali Domowy Kościół w archidiecezji katowickiej; byli pierwszą parą diecezjalną. Prowadzili liczne rekolekcje, dbając o rozwój duchowy rodzin i pielęgnując świadomość liturgiczną.
W kościele pw. Krzyża Świętego w Siemianowicach Śląskich pożegnało Wilhelma ok. 60 księży, rodzina oraz wielu przyjaciół i znajomych. Syn zmarłego ks. Andrzej był głównym celebransem Eucharystii pogrzebowej, a wnuk Wojciech wygłosił homilię. Modlitwom na cmentarzu przewodniczył ks. prof. Jerzy Szymik (więcej o pogrzebie TUTAJ).
"Vir iustus"
– Człowiek bardzo związany z rodziną: po śląsku, po katolicku. Żona i mąż. Ona obok niego, on obok niej. Zawsze obecni w Ruchu Światło–Życie, w Domowym Kościele. To „vir iustus”, jak św. Józef. Bardzo go poważałem – mówi o śp. Wilhelmie abp Damian Zimoń.
Człowiek "z tej ziemi"
A oto, jak wspomina Wilhelma wieloletni moderator Domowego Kościoła Ruchu Światło–Życie, proboszcz parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Chwałowicach ks. Teodor Suchoń:
„Wiluś! Znałem go przez dwadzieścia klika lat jako moderator Domowego Kościoła w archidiecezji katowickiej. Był jak magnes, który przyciąga. Jego zawsze szeroko otwarte ręce i uśmiech zapraszały do serdecznej przyjaźni. Nie mogło go nie być, wraz z żoną Anią, na jakimś spotkaniu formacyjnym rodzin DK w Koniakowskim Emaus, w chwałowickim oazowym centrum formacyjnym czy gdziekolwiek indziej w diecezji, gdzie gromadziły się rodziny na świętowaniu.
Będąc u samych początków Domowego Kościoła w Polsce i w diecezji, czyli od 1974 roku, formowani według programu sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego i pociągani do służby przez pierwszego moderatora, ks. prałata Anzelma Skrobola, byli gwarancją zachowania i trwania charyzmatu rodzinnego. Wiluś z żoną roznosili go w różne strony Polski.
Autentyczność świadectwa osobistego życia małżeńskiego, czyli martyrii, jaka poruszała rodziny młodsze i starsze, wypływała, jestem tego pewien, z pięknej liturgii domowej (np. wspólnej modlitwy). Ta prowadziła do diakonii (służby) wobec każdego i w konsekwencji do wspólnoty. Wiluś taki był. Człowiek z krwi i kości „z tej ziemi”, swojski, mocno chodził po ziemi, pracowity i rozmodlony, dlatego przyjaciel każdego.
Na fundamencie jego oazowej tożsamości i dojrzałości małżeńskiej i rodzinnej będziemy dalej budować domowy Kościół. Zaś jego dalsza aktywność z nieba, w co wierzę, będzie nas wspomagać. Dynamizm rozwoju Domowego Kościoła na Śląsku i życia duchowością małżeńską będzie nadal jego udziałem.
Wdzięczny Wilusiowi ks. Teodor, moderator DK, senior
Byłam zawsze pewna jego wiernej miłości
Świadectwo żony Anny
Jestem wdzięczna Panu Bogu za DAR tak wspaniałego człowieka. Wszystko, co odnosiło się do Boga i zobowiązań wobec ludzi – rodzinę, pracę, sport, Spółdzielnię Mieszkaniową – traktował bardzo poważnie. Zawsze byłam pewna jego wiernej i wyłącznej miłości małżeńskiej. Wyjeżdżał często sportowo, a ja spokojnie na niego czekałam. W 1979 roku podpisał Krucjatę Wyzwolenia Człowieka – po spotkaniu ze św. Janem Pawłem II w Nowym Targu – i TRWAŁ W TRZEŹWOŚCI. Gdy za granicą częstowali go alkoholem, dziwili się: „Czy ty na pewno jesteś Polakiem?”, bo odmawiał picia alkoholu. Był świadkiem Chrystusa. Niebezpieczne sytuacje w pracy zawsze rozwiązywał z Bogiem. Od znaku krzyża rozpoczynał usuwanie bardzo poważnych awarii.