Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno.
W czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus, podniósłszy oczy ku niebu, modlił się tymi słowami:
«Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia, aby się wypełniło Pismo.
Ale teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni. Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata.
Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie».
Dziś Ewangelia pokazuje wyraźnie, jakimi chce mieć nas Jezus. Chociaż bowiem pozostajemy w tym świecie, nie jesteśmy z tego świata. Przeciwnie, żyjąc w nim, uczestniczymy w rzeczywistości o wiele większej. Mamy być zjednoczeni jednością Ojca i Syna, tworząc świętą wspólnotę uczniów. Wolą Boga jest, abyśmy trwali w Jego słowie, a wówczas sam Ojciec otoczy nas swą troską. Jesteśmy przecież zachowani w Jego imieniu – w świętym imieniu, które dał Synowi. I choć świat będzie nas nienawidził – podobnie jak nienawidzi Ojca i odrzuca Syna – zostaniemy ustrzeżeni od złego. Nic dziwnego. Należymy przecież do Boga i zło musi to uznać. Wszak to za nas Syn poświęcił siebie w ofierze. Czy to nie wystarczający powód, aby żyć pełnią Bożej radości? Skąd więc tyle w nas smutku? Dlaczego wciąż chodzimy z nosami spuszczonymi na kwintę, zatruwając swe myśli mrzonkami i tęskniąc do namiastek, mimo że w zasięgu ręki mamy pełnię? Tu nie ma prostej odpowiedzi. Potrzebny jest raczej solidny rachunek sumienia.