Wielki Piątek jest przebywaniem z Panem Jezusem w czasie Jego męki. W Kościele adorujemy Go, wspominając Jego odosobnienie, smutek, ból przed męką.
- To szczególny dzień podkreślany przez post, też szczególny, bo dla dorosłych nie tylko jakościowy, ale i ilościowy. Na pewno trzeba się w tym dniu zatrzymać. Dobrze by było wziąć udział w Liturgii Wielkiego Piątku, bo ona nam pozwala bardziej zrozumieć i wczuć się w mękę Pana Jezusa, a przez to bardziej cieszyć się z Jego zmartwychwstania. Bo jeśli ktoś nie był z Jezusem podczas Jego męki i śmierci, to nie będzie też odczuwał radości z Jego zmartwychwstania - podkreśla ks. Mirosław Nowak, proboszcz parafii farnej w Radomiu.
Proboszcz zachęca również do chwili refleksji i odmówienia o 15.00 Koronki do Bożego Miłosierdzia, bo właśnie około tej godziny wedle przekazu Ewangelii Jezus zmarł na Krzyżu. Dziś mamy też ostatnią szansę, aby wziąć udział w nabożeństwie Drogi Krzyżowej.
Ciemnica w kościele farnym
Krystyna Piotrowska /Foto Gość
W ciągu dnia wierni wstępują do kościołów, aby modlić się i adorować Pana Jezusa w ciemnicy. Ale jest bardzo wiele takich osób, które z powodu choroby muszą pozostać w domu. To również do ich cierpienia i przeżywanego w Kościele Roku Miłosierdzia nawiązuje na przykład dekoracja ciemnicy w radomskiej katedrze. Ustawione tam szpitalne łóżko i stojak z kroplówką przypominają o konieczności modlitwy za tych, którzy cierpią.
Wśród osób, które Wielki Tydzień muszą przeżywać we własnym domu, jest Zofia Litwin. - Zawsze razem z moimi dziećmi wspólnie przeżywaliśmy Triduum Paschalne. To było nasze przygotowanie do Wielkanocy. Teraz jestem przykuta chorobą do łóżka. Dziś w kościele na krótkiej modlitwie były moja córka i wnuczka, a ja łączyłam się z nimi duchowo. Głęboko wierzę i modlę się o to, byśmy w przyszłym roku wspólnie mogły modlić się w moim parafialnym kościele - mówi.
Jutro, w Wielką Sobotę, w Radomiu wspólna modlitwa Liturgią Jutrzni w katedrze o 9.00.
Ciemnica w kościele pw. Najświętszego Serca Jezusowego na Glinicach w Radomiu
Krystyna Piotrowska /Foto Gość