O tym, dlaczego osoby w żałobie chowają zdjęcia bliskich, jak żałoba przewartościowuje życie i dokąd zmierza ten proces, w rozmowie z Agnieszką Małecką mówi Aleksandra Słupecka, psycholog z Centrum Psychologiczno-Pastoralnego "Metanoia" w Płocku.
Czy częściej przychodzą po poradę osoby po stracie dziecka czy dorosłych bliskich?
Obecnie zgłaszają się głównie osoby po stracie dziecka dorosłego. Mam wrażenie, że małżonkowie poszukują pomocy z zewnątrz, gdyż po wielu latach małżeństwa może być im trudno zbliżyć się w przeżywaniu żałoby z mężem czy żoną, którzy powinni być dla nich głównym źródłem wsparcia. Moim celem jest wówczas, by na nowo zbliżyć ich do siebie, tak by psycholog przestał być im z czasem potrzebny, a pomoc w przeżywaniu żałoby gwarantowała im silna więź emocjonalna, którą odbudują ze współmałżonkiem. Po pomoc zgłaszają się rodzice po stracie dziecka, którzy chcą po prostu opowiedzieć, jakimi wspaniałymi ludźmi byli ich syn czy córka. Niektórzy wracają po pewnym czasie. Zdarza się, że są już wówczas na innym etapie żałoby. Przebaczają wtedy sobie, Panu Bogu, osobie, która odeszła i pozostawiła ich samych.
Na ile może pomóc wiara w procesie przeżywania żałoby, która dąży do pogodzenia się ze stratą?
Jeśli widzę potrzebę, to sama kieruję osobę w żałobie do kapłana, bo w którymś momencie moje kompetencje jako psychologa, się kończą. Wiem, że człowiek składa się z duszy, ciała i psychiki. Sądzę, że wiara może bardzo pomóc w przeżywaniu żałoby. Widzę, że osoby wierzące dużo czasu spędzają na modlitwie, poprzez którą próbują niejako łączyć się ze zmarłym. Ufają, że dane im będzie spotkać się kiedyś z nim. Ta nadzieja związana z wiarą jest czymś, co niejednokrotnie trzyma ich przy życiu. Myślę, że osobom bez wiary po stracie bywa o wiele trudniej. Z drugiej strony wiara w okresie żałoby często przeżywa kryzys. To jest tak, że gdy wszystko układa się pomyślnie, jesteśmy Panu Bogu wdzięczni, a gdy przychodzi cierpienie - mam na myśli to, że rodzice cierpiąc, stwierdzają, że to Pan Bóg „zabrał im” bliską osobę - to relacja z Nim jest poddana próbie. Zauważam też, że rodzicom, rodzeństwu po stracie towarzyszą wyrzuty sumienia. Wypominają sobie, że mogli więcej zrobić dla zmarłej osoby, spędzać z nią więcej czasu, powiedzieć jej to, a tamtego może nie mówić… To są wyrzuty sumienia, które mogą zostać uleczone na spowiedzi. Czasem jest ona bardziej potrzebna, niż pomoc psychologa.
A czy Pani pomaga wiara?
- Bardzo pomaga to, że mogę modlić się za osoby w żałobie. Niejednokrotnie jest tak, że przeżywam emocje podobne do ich emocji. Na modlitwie zadaję Panu Bogu niekiedy te same pytania, o których z nimi rozmawiam. Są jednak pytania, na które nie odpowiem pacjentom. Jeśli zaś widzę otwartość pacjentów na sferę religijną, staram się zaszczepiać im nadzieję, która wynika z wiary. Nadzieję, która dodaje im sił, by dalej żyć.