O tamtych wydarzeniach mówiło radio Wolna Europa. Był wrzesień 1956 roku. Kobiety z Łoponia ruszyły szturmem bronić ściąganych przez milicję w szkole krzyży.
10 listopada podczas wieczornicy patriotycznej mieszkańcy Łoponia wspominali to wydarzenie. Spotkanie zorganizowano w miejscowej podstawówce. - Wydarzenia sprzed lat okazały się ciekawe dla naszych uczniów. Chętnie podjęli się pracy reporterów i z wypiekami na twarzy opowiadali o swoich spotkaniach ze starszymi mieszkańcami Łoponia pamiętającymi czasy walki o krzyże. Skrzętnie notowali wspomnienia, a wcześniej przygotowywali się do spotkań - mówi Marzena Warpechowska, polonistka i inicjatorka projektu przywołania historii sprzed lat, historii o walce o wolność wiary w latach komunistycznych.
W Łoponiu, tak jak w wielu miejscowościach Polski, doszło do gwałtownych protestów w obronie krzyży. Zwykli ludzie, nazywani w urzędowych dokumentach "elementem sfanatyzowanym", "wstecznictwem, ciemnotą i zacofaniem", przeciwstawiali się władzy, która dysponując potężnym aparatem represyjnym, podjęła się zaplanowanej ateizacji społeczeństwa. Warto zwrócić uwagę na to, że najbardziej energicznie w obronie krzyży w szkołach stawały kobiety, matki uczniów. - Chyba dlatego kobiety, że można było spodziewać się, że wobec nich zostaną zastosowane mniejsze represje niż wobec mężczyzn - twierdzi Władysława Wzorek z Łoponia. Kiedy milicjanci przyjeżdżali do szkoły z zamiarem zdjęcia krzyży, szła akurat do pierwszej klasy. - W związku z tymi wydarzeniami zawiązał się Rodzicielski Komitet Protestacyjny. Rodzice nie pozwolili dzieciom przez dwa tygodnie chodzić do szkoły. Potem musieli za to zapłacić grzywnę - wspomina pani Władysława.
- Pamiętam, jak ktoś przybiegł do naszego domu i krzyknął: "W szkole ściągają krzyże!". Mama pobiegła szybko na miejsce. Nie wróciła już tego dnia do domu - wspominała podczas wieczornicy ze łzami w oczach Barbara Malec z Łoponia. Miała wtedy 8 lat. Był wrzesień 1956 roku. W akcję obrony krzyży zaangażowało się wiele miejscowych kobiet, także młodych, nie mających dzieci.
Z relacji pani Gancarz wynika, że kiedy milicjanci chcieli ściągnąć krzyże, kobiety wykrzykiwały: "Precz od Boga!" i prosiły, żeby zostawiono je w spokoju. Były kopane i bite. Komuniści nie zwracali uwagi na to, czy kobiety były w ciąży, czy miały dziecko na rękach. Niektóre z protestujących zostały wepchnięte do samochodu i zawiezione na komisariat. Po tych wydarzeniach w szkole przez trzy dni modlono się na różańcu i śpiewano pieśni religijne. Niektóre z protestujących kobiet zostały aresztowane.
- Kiedy mama trzy dni nie wracała do domu, pojechałyśmy z siostrą do Brzeska na komisariat. Płakałam i prosiłam, żeby uwolniono mamę. Udało się. Pamiętam to do dzisiaj bardzo wyraźnie. Była w połatanej spódnicy - mówi Barbara Malec. Stanisława Pabian więziona była dwa miesiące. Była młoda, nie miała swoich dzieci w szkole, milicjanci dziwili się, że przyszła protestować. "Po co?" - pytali. "Bronić krzyża i wiary" - mówiła.
Krzyże kilkakrotnie były przez ówczesne władze ściągane i na powrót przez matki zawieszane.