- Jeśli oddasz Jezusowi wszystko, to znaczy, że już nic nie jest twoje. Kiedy na parkingu ktoś rozbił mi błotnik, w pierwszym momencie się zirytowałem, a potem pomyślałem: co się martwisz, przecież to nie twoje auto - mówił Franciszek Kucharczak na Górze Polanowskiej.
Redaktor naczelny serwisu internetowego gosc.pl, teolog i historyk Kościoła, autor książek, a przede wszystkim szczęśliwy mąż i ojciec, był gościem październikowego spotkania dla mężczyzn we franciszkańskiej pustelni na Świętej Górze Polanowskiej. Słowo do panów skierował także bp Edward Dajczak, który przewodniczył Eucharystii poprzedzającej katechezę.
- Skończmy z myśleniem, że to my jesteśmy w stanie cokolwiek zaplanować. To Bóg decyduje o tym, jakie jest nasze życie. Jeśli Mu nie pozwalamy, to nie dziwmy się temu, jakie są skutki - przekonywał Franciszek Kucharczak mężczyzn, którzy licznie stawili się na comiesięczne spotkanie. Wielu z ich nie zmieściło się w murach niewielkiej kaplicy.
W półmroku franciszkańskiej pustelni, ciasno jeden przy drugim na niskich ławeczkach lub wytrwale stojąc, przysłuchiwali się słowom o męskości, ojcostwie, uzdrawianiu relacji z własnymi ojcami i zaufaniu Bogu. Franciszek Kucharczak opowiadał, jak ważne jest w budowaniu zdrowych relacji ze swoimi dziećmi, uzdrowienie miłością relacji z własnymi ojcami. Wyjaśniał też czym różni się dziadostwo od ojcostwa.
- Dziadostwo jest wtedy, kiedy mężczyzna tylko płodzi, a ojcostwo wtedy, gdy mężczyzna rodzi. To sformułowanie często pojawia się w Starym Testamencie w odniesieniu do mężczyzn - nie, jak można by się było spodziewać, do kobiet. Spłodzić w biologicznym sensie umie każdy głupi, ale żeby zrodzić trzeba wydać na świat. To jest Boża ekonomia: naprawdę mamy to, co oddajemy. To jest to ojcostwo, o którym mówi św. Paweł. Nie miał biologicznych dzieci, a dla setek był ojcem, bo zrodził ich w Chrystusie Jezusie - mówił.
Mszy św. przewodniczył bp Edward Dajczak Karolina Pawłowska /Foto Gość - Abraham zrobił dokładnie odwrotnie niż proponuje świat. Świat mówi dzisiaj: ja muszę mieć, Bóg musi mi dać dziecko. A Abraham słyszy: oddaj swoje dziecko. I był gotów to zrobić. Nasze bycie mężem i ojcem polega na tym, żebyśmy Mu oddali nasze życie. Wielu z was to zrobiło swoją decyzją, aktem woli.
Znany z ciętego pióra i błyskotliwego humoru redaktor tłumaczył słuchaczom prosto, po męsku:
- To radykalnie zmienia postać rzeczy. Jeśli oddasz Jezusowi wszystko, to znaczy, że już nic nie jest twoje. Kiedy na parkingu ktoś rozbił mi błotnik, w pierwszym momencie się zirytowałem, a potem pomyślałem: co się martwisz, przecież to nie twoje auto.
Oddanie wszystkiego Bogu to także zawierzenie Mu życia swoich dzieci.
- Jaką lepszą polisę moglibyśmy im sprawić? Przecież nie panuję nawet nad jedną chwilą ich życia. Nawet gdybym transporterem opancerzonym odwoził je do szkoły, to nie uda mi się ich zabezpieczyć. Oddaliśmy je bez aneksów: Ty, Boże wiesz, co dla nich jest dobre, więc rób co chcesz. Moja żona martwi się na zapas: "A co będzie? A matura?". Mówię jej: "A co się martwisz, przecież to nie są twoje dzieci". A ona na to: "Gorzej gdybym ja ci to powiedziała" - przekonywał, wzbudzając ostatnim przykładem salwy śmiechu słuchaczy.
- Wszystko, czego Bóg dla nas chce, jest wyłącznie dobrem. Jeśli się boimy, że On mógłby nam nogę złamać, to nie jest ten Bóg. On jest naszym najlepszym Ojcem, w Nim jest wszystko, czego nam brakuje u naszych ziemskich ojców i czego nam nie dostaje jako ojcom. Dlatego tak istotne jest, żeby w sprawie ojcostwa zwracać się do Boga, żeby to On pouzupełniał wszystkie luki. Sam niewiele zdziałam, bo jestem słaby i nędzny, ale jestem przekonany, że On chce uzdrawiać nasze ojcowskie serca - przekonywał.
Męskie spotkania na Górze Polanowskiej to inicjatywa samych panów, którzy chcą stawać przed Bogiem i po męsku rozmawiać o swoich męskich sprawach, problemach i wątpliwościach.
- Dwa lata temu było nas jedenastu. Dzisiaj mogę powiedzieć, że chyba wymknęło nam się to spod kontroli - przyznaje Marcin Piotrowski zadowolony z tak dużej liczby mężczyzn, którzy spędzili ten wieczór na Górze Polanowskiej. - Ale to potwierdza też, że to nie jest jakaś nasza fanaberia, ale rzeczywista potrzeba mężczyzn, żeby spotykać się we własnym gronie, wspólnie się modlić i słuchać nauk skierowanych konkretnie do panów - dodaje.
Frekwencją pozytywnie zaskoczony był także bp Edward Dajczak, który po raz pierwszy gościł na męskim spotkaniu w pustelni. - To budujący i uszczęśliwiający widok. Wspólnota modlących się mężczyzn to jest nadzieja - podsumowuje pasterz diecezji.
Chętnych do wzięcia udziału w spotkaniu było tak wielu, że nie wszyscy pomieścili się wewnątrz franciszkańskiej kaplicy Karolina Pawłowska /Foto Gość - Musimy obronić to, żeby mężczyzna był mężczyzną a kobieta kobietą . I to obronić nie tylko w sensie prawnym, ale obronić w sobie. Obronić, żeby Bóg, który powołuje nas do zadań unikalnych, specyficznych mógł rzeczywiście spełniać to, co zamierzał: uszczęśliwić człowieka. Jeśli tata w domu nie jest tatą to jest tragedia, jak biskup nie jest ojcem dla diecezji to też jest tragedia, możemy tak po kolei wymieniać. Nie ważne, czy ma się dziecko w sensie biologicznym, trzeba być ojcem, kimś, kto wnosi w życie określone wartości. Jak się to rozchwieje, to tworzy się stan uśrednienia. W ewangelii to się nazywa letniością, a to nie jest nic warte - zauważa bp Dajczak.
- To nie chodzi o brutalność czy chamstwo, ale o postawę bycia mężczyzną. Cała kultura idzie nie w tę stronę uśredniając, albo robiąc z facetów nie-facetów. To fikcja i mrzonka, która doprowadzi do nieszczęścia - dodaje.
Spotkania na Górze Polanowskiej odbywają się w każdy ostatni czwartek miesiąca. Ich gośćmi są zarówno duchowni, jak i świeccy, którzy mają coś ważnego do przekazania - coś, co pomoże uczestnikom spotkań być dobrym mężczyzną, mężem, ojcem, ale także będzie umacniało wiarę.