Rosyjski ambasador w Warszawie Siergiej Andriejew oskarżył Polskę o współodpowiedzialność za wybuch II wojny światowej. Słowa te padły podczas wczorajszego wywiadu dla TVN24. Cel tej agresywnej wypowiedzi demaskuje Paweł Kowal.
Zarzut współodpowiedzialności za wybuch wojny ambasador uzasadnił stwierdzeniem, że przed wojną Polska przez swoja politykę wielokrotnie blokowała zbudowanie koalicji przeciwko Niemcom hitlerowskim. Wrócił także do usunięcia z Pieniężna pomnika generała Armii Czerwonej Iwana Czerniachowskiego, odpowiedzialnego za zwalczanie legalnej polskiej Armii Krajowej. - Nigdy nie zapomnimy sytuacji z pomnikiem - rzucił Siergiej Andriejew. Dodał, że stosunki polsko-rosyjskie są najgorsze od 1945 roku, a winna temu jest strona polska. Wywózki Polaków w głąb Rosji skwitował stwierdzeniem: - A co robić?
Rodzi się naturalne pytanie, skąd taka agresywna, wręcz prowokacyjna wypowiedź wysłannika Moskwy w Warszawie.
- To gra obliczona na wyizolowanie Polski na scenie międzynarodowej - uważa Paweł Kowal, były wiceszef polskiej dyplomacji, obecnie ekspert ISP PAN i tłumaczy:
- Szykuje się duży polityczny deal między Rosją a Zachodem. W sprawie Ukrainy, Syrii i paru innych ważnych elementów polityki - przewiduje Kowal. Jego zdaniem, można się teraz spodziewać więcej rosyjskich wypowiedzi podobnych do tej ambasadora Andriejewa. Będzie to obliczone na wywołanie gwałtownych reakcji ze strony polskiej. Te z kolei dałyby Rosjanom pretekst do przedstawiania Polski jako zakały w procesie porozumienia, które Rosja chce zaproponować Zachodowi. - Chodzi o to, by Polska została wyizolowana na scenie międzynarodowej - podsumowuje Paweł Kowal.
Przyznaje, że moment do takiej akcji jest dla Rosjan korzystny, bo gorący okres kampanii wyborczej w Polsce sprzyjać będzie zaostrzaniu języka w polskiej debacie publicznej. Tymczasem akurat w kwestiach poruszonych przez rosyjskiego ambasadora potrzebne są raczej wypowiedzi krótkie i rzeczowe, bez niepotrzebnego nakręcania.
Przeczytaj też: Premier i MSZ o rosyjskiej prowokacji