Referendum zorganizowane w jednym terminie z wyborami parlamentarnymi będzie tańsze o ok 30 milionów złotych - wyliczyło Krajowe Biuro Wyborcze.
Taką informację podała szefowa KBW Beata Tokaj w czasie dzisiejszej konferencji prasowej. Tłumaczyła, że nie będzie dwóch komisji wyborczych - jednej odpowiedzialnej za wybory parlamentarne, drugiej za referendum. Diety członków komisji wyborczych miałyby być podniesione o około 120 złotych, w związku z tym, że pracy będzie więcej, a czas otwarcia lokali wyborczych będzie najprawdopodobniej dłuższy.
Wynika to stąd, że w czasie referendum lokale powinny być czynne od 6 do 22, a w czasie wyborów parlamentarnych od 7 do 21. Jak mówiła Beata Tokaj, Państwowa Komisja Wyborcza podejmie w tej sprawie ostateczną decyzję. Pytana, czy w takim razie karty referendalne będą rozdawane już od 6, a wyborcze dopiero od siódmej, zaznaczyła, że trudno sobie wyobrazić taką sytuację.
Podkreśliła też, że wszystkie karty trafią do jednej urny. Kolejna pojawi się tylko wtedy, gdyby głosy się nie mieściły. Ale nie będzie trzeba stawiać dwóch urn - osobnej na potrzeby referendum i osobnej - wyborczej.
Każdy, kto 25 października przyjdzie do lokalu wyborczego, będzie mógł zaznaczyć, że w którymś z głosowań nie zamierza brać udziału. Jeśli stwierdzi, że nie chce odebrać karty referendalnej, wtedy nie zostanie mu ona wydana i nie będzie liczył się do frekwencji referendalnej. Tak samo w przypadku wyborów parlamentarnych. Będzie tylko jeden spis wyborców i tu członkowie komisji będą musieli uważać, żeby dobrze zaznaczyć, kto bierze udział w którym głosowaniu.
Koszt referendum ma zamknąć się w kwocie około 50 milionów złotych. Cisza wyborcza będzie trwała do zakończenia głosowania, czyli prawdopodobnie co najmniej do 22. Oczywiście wszystko to tylko hipotetyczne rozważania, bo na referendum najpierw musi się zgodzić Senat.