Zapowiada jednak skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego.
Bronisław Komorowski wyjaśniając swoją decyzję, tłumaczył, że nie jest i nie chce być prezydentem ludzkich sumień. Mówił, że polskie prawo nie może wpływać na ludzkie sumienia i zmuszać nikogo do określonych decyzji. Prezydent powiedział, że jest przeciwnikiem prawnego regulowania sumień Polaków, wśród których są ludzie o różnych wrażliwościach.
Dodał, że jest zwolennikiem kompromisu politycznego, który - jego zdaniem - nie oznacza kompromisu moralnego, gdyż każdy człowiek podejmuje wybory moralne we własnym sumieniu.
Zwrócił uwagę, że zadaniem prezydenta jest m.in. pilnowanie, by stanowione prawo było zgodne z ustawą zasadniczą. Dlatego po podpisaniu ustawy o in vitro prześle ją do Trybunału Konstytucyjnego, by sprawdzić, czy zgodny z konstytucją jest zapis pozwalający na pobieranie komórek rozrodczych bez świadomej zgody dawcy.
Ocenił, że debata na temat ustawy o in vitro była żenująca i przykra dla rodzin posiadających dzieci z in vitro i dla tych, którzy w przyszłości będą chcieli poddać się tej procedurze.
Bronisław Komorowski zapowiadał, że ustawę o in vitro podpisze, jeśli będzie ona zgodna z konstytucją. Na zbadanie tej sprawy miał dwa tygodnie, odkąd okazało się, że Senat przyjął ją 10 lipca bez żadnych poprawek. Wcześniej prawo zostało przegłosowane w Sejmie. Rządową ustawę poparło aż 261 posłów, przeciwko było 176. W Senacie przeważyły zaledwie trzy głosy. 43 senatorów opowiedziało się przeciw ustawie, 46 za.
Przed głosowaniem w Senacie Kancelaria Prezydenta skierowała list do senatorów, w którym Bronisław Komorowski przedstawił swoje wątpliwości co do treści i założeń ustawy. Zwrócona w nim została uwaga na fakt, że w myśl przyjętych w Sejmie przepisów, komórki rozrodcze można pobrać nawet bez świadomej zgody dawcy.
W reakcji na przyjęcie przez obie izby parlamentu ustawy o leczeniu niepłodności polscy biskupi podkreślali i przypominali, że to prawo stoi w sprzeczności z nauczaniem moralnym Kościoła, a katolik nie powinien poprzeć takiego prawa. Wymienili szereg kwestii, które dyskwalifikują ustawę o in vitro, gdyż ta zamiast regulować wątpliwe kwestie, legalizuje je. Przede wszystkim w ustawę wpisana jest akceptacja dla eugenicznej selekcji zarodków. Umożliwia klonowanie człowieka. Zakłada mrożenie zarodków. Dopuszcza możliwość poczynania dzieci po śmierci dawcy komórek rozrodczych. Zakłada, że nie wszystkie zapłodnione komórki jajowe muszą być przeniesione do organizmu matki. Umożliwia stosowanie in vitro bez podjęcia realnej próby leczenia przyczyn niepłodności i lekceważy dobro dziecka, pozostawiając ludzki embrion poza wszelkimi relacjami osobowymi.
W trakcie debaty na temat in vitro zwracano też uwagę, że sama nazwa "Ustawa o leczeniu niepłodności" jest nietrafiona, gdyż in vitro niczego nie leczy, a jedynie obchodzi problem.
O niepodpisywanie ustawy o in vitro apelował m.in. w liście otwartym do prezydenta Komorowskiego prof. Bogdan Chazan. "Ustawa zdecydowanie kłóci się z tą tradycją, wprowadza poważny dysonans w naszej kulturze prawnej. Jej przepisy pozwalające na niszczenie wielu istnień ludzkich, określające zarodek ludzki, najwcześniejszą formę rozwoju organizmu człowieka jako „grudkę tkanek” nie liczą się z godnością człowieka, dziecka i rodziców, związaną nieodłącznie z rodzicielstwem" - napisał.
Wyjątkowo liberalna ustawa stwarza furtkę dla wielu wynaturzeń i działań w sposób oczywisty niezgodnych z godnością i powołaniem człowieka, z prawami poczętych w ten nieludzki sposób dzieci. W majestacie prawa utrwalać się będzie i szerzyć przekonanie, że dzieci mogą być dostępne na zamówienie - tłumaczył.