Jej opowieść to kropla w morzu pamięci o Auschwitz. Każda z nich zaś jest niezwykle istotna.
Ma silny charakter i doskonałą pamięć mimo 89 lat. To pierwsze pozwoliło jej przetrwać Auschwitz-Birkenau. To drugie pozwala przetrwać tej ważnej historii o zagładzie.
Nie czuje oporów, żeby opowiedzieć o piekle, które przeżyła. Doskonale wie bowiem, że przeszłość nie uczy nas tego, co mamy robić, tylko tego, czego robić więcej nie powinniśmy.
Pukając pierwszy raz do drzwi jej mieszkania we Wrocławiu czułem po prostu strach. Strach przed historią, którą usłyszę. Choć współcześnie każdy, w dowolnej chwili, może sobie w internecie o najsłynniejszym obozie koncentracyjnym na świecie przeczytać praktycznie wszystko. Ja czytałem nie raz. Mniej lub bardziej drastyczne relacje, wspomnienia, informacje, liczby.
Spotkanie twarzą w twarz z osobą, która ten symbol terroru, ludobójstwa i okrucieństwa przeżyła, jest już zupełnie czymś innym. Nieważne, ile wiesz o Auschwitz. W tym momencie tak naprawdę nie wiesz nic, a przed tobą stoi żywa historia. Wkraczasz w inny wymiar poznawania.
Wrocławianka Wiesława Gołąbek na samym początku spotkania bierze do ręki książkę. W oczy rzuca się wyraźna okładka: „Dymy nad Birkenau”. Seweryna Szmaglewska. – „Udając, że roztrząsa łopatą piasek po zboczu rowu, zbliża się od drugiego odcinka pracy chuda Wiesia, dziewczyna siedemnastoletnia. […] Idzie śmiesznie w swych olbrzymich drewniakach, w których szmaty chroniące od zimna zajmują więcej miejsca aniżeli stopy. Piszczelowate nogi stąpają niezbyt pewnie. Ogolona głowa sprawia, że wielkie oczy wydają się za duże. Nie przestając manipulować łopatą mówi z uśmiechem, nie podnosząc oczu, jakby się zwracała do górki piasku: - Masz nóż? Może byśmy coś zjadły.” - czyta urywek o sobie. - Pan będzie mi zadawał pytania? - unosi nagle wzrok znad książki.
A o co można zapytać taką osobę? Nie zastanowiłeś się wcześniej? Jasne, że tak, ale wszystkie propozycje wydawały się błahe, głupie, niewystarczająco dobre na początek rozmowy, który przecież jest kluczowy. Może opowie mi pani wszystko o Auschwitz? Ogólne. Jak to się stało, że udało się pani przeżyć? Bezczelne. O cokolwiek nie zagadnę, nigdy nie zrozumiem, czym tak naprawdę było to straszne miejsce kaźni.
- Czy uważa pani, że cokolwiek by mi pani teraz nie opowiedziała i tak nigdy nie pojmę nawet po części tragedii ludobójstwa w Auschwitz? - zdecydowałem się na taki początek. - Tak, ale tu nie chodzi o to, żeby pojąć, tylko żeby wiedzieć, mieć świadomość i pamiętać. Pan jest bardzo młody. To dobrze. Myślałam, że młodzieży już w ogóle nie interesuje ta historia - odpowiedziała jakby dodając mi otuchy. I rozpoczęła opowieść.
Aby zrozumieć, czym był Oświęcim dla Wiesławy Gołąbek musimy cofnąć się do trudnych okupacyjnych dni, zanim 30 lipca 1942 roku w jednym z kobiecych transportów trafiła do hitlerowskiego piekła. Jej osobiste piekło bowiem zaczęło się wcześniej.