Przed wylotem do Smoleńska krążyły informacje, że jest planowany zamach na jakiś europejski statek powietrzny - powiedziała „Gościowi Niedzielnemu” wdowa po dowódcy Polskich Sił Powietrznych gen. Andrzeju Błasiku.
Ewa Błasik dodała, że jej mąż o tym wiedział. Jak zareagował? - Stwierdził tylko, że polskie służby specjalne wiedzą, co robią. Mąż zresztą, po otrzymaniu zaproszenia na pokład tupolewa, planował zabrać dowódców wszystkich rodzajów sił zbrojnych do samolotu Jak 40. Właściwie do końca mówił o tym, że poleci Jakiem razem z innymi generałami. Jednak niedługo przed wylotem dostał polecenie od przełożonych, by lecieć tupolewem – wspomina Ewa Błasik.
Przyznaje, że jako żona pilota miała świadomość, że mąż kiedyś może nie wrócić do domu z lotów. - Jednak w najstraszniejszych snach nie byłabym w stanie wyobrazić sobie zarówno 10 kwietnia, jak i tego wszystkiego, co się stało później. Bałaganu, dzielenia Polaków, kłamstw, pomiatania ofiarami i ich rodzinami... - podkreśla generałowa.
Wspomina, że na początku była zastraszana. - Tuż po katastrofie, gdy zaczęłam rozmawiać z mediami, bronić bezpodstawnie oskarżanego męża, podczas każdej takiej rozmowy telefonicznej aparat w tajemniczy sposób po dwóch zdaniach przerywał rozmowę. Dopiero gdy zaczęłam o tym mówić publicznie, to się skończyło - opowiada Ewa Błasik.
Ma żal do prokuratury wojskowej. - Winą za katastrofę obarczyła pilotów, a jednocześnie nie zakończyła śledztwa. To jakaś niekonsekwencja - ocenia.
Podkreśla, że siłę czerpie z modlitwy. - Dobrze wiem, że ludzie są czasem zdolni do okrutnych rzeczy. Ale Bóg jest większy. Wiem też, że całego świata nie zmienię, jednak trzeba robić swoje. Mimo że czasem po ludzku opadają ręce - kończy Ewa Błasik.
Pełny tekst rozmowy Agaty Puścikowskiej znajdziesz w najnowszym numerze GN: Siły czerpię z modlitwy.
Nasza sonda: Czy - Twoim zdaniem - przyczyny katastrofy smoleńskiej zostały wyjaśnione?