Nie ma większego wydarzenia w historii Płocka i świętszego miejsca od tego, w którym św. s. Faustyna zobaczyła Pana Jezusa i otrzymała polecenie namalowania obrazu.
Tegoroczne obchody rocznicy pierwszych objawień wpisują się w początek Wielkiego Postu, podobnie, jak 84 lat temu. Dziś i wtedy (22 lutego 1931 r.) przypadała 1. niedziela Wielkiego Postu. Ten wyjątkowy czas pokuty, nawrócenia i miłosierdzia naprowadza na drogę i miejsce, gdzie Pan Jezus spotkał siostrę z piekarni i kuchni płockiego klasztoru. Na to miejsce pada wiele świateł, jak z obrazu "Jezu, ufam Tobie". Odkrywają je liturgia tych dni, sama Faustyna i jej współsiostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia.
Pozornie nic się nie zachowało sprzed 81 lat - ani cela, ani znaczące pamiątki z tamtych lat. O wszystkim mówi zapis w "Dzienniczku": "Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa...”. O tym, że źródło miłosierdzia bije w tym miejscu, mówią też ci, którzy tu się modlą, oraz konfesjonał i liczne wota zawieszone w kaplicy. – Są świadectwem wielkich łask od Boga - uratowania życia czy uzdrowienia z ciężkiej choroby. To wzywa nas do wdzięczności i wiary, bo miłosierdzie Boże działa według ufności, którą w Nim pokładamy – podkreśla s. Mirosława Ratter, przełożona płockiego domu sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Właśnie w przeżywanym obecnie Roku Życia Konsekrowanego warto odkryć to święte miejsce Płocka, gdzie żyją współsiostry św. Faustyny i są strażniczkami miejsca pierwszych objawień.
Największa tajemnica domu
Przedwojenny klasztor na Starym Rynku pamięta s. Gonzaga Walczak. Wtedy przychodziła do sióstr po pieczywo. Zresztą, mieszkając z rodzicami na Starym Rynku, z okien mieszkania dobrze widziała zakład "Anioła Stróża”, w którym zakonnice opiekowały się ponad setką dziewcząt. W czasie wojny, ukrywając się przed wywózką na przymusowe roboty do Niemiec, przebywała u sióstr. Po wojnie wstąpiła do klasztoru. Nic jednak nie słyszała wcześniej o Faustynie i o płockich objawieniach Bożego Miłosierdzia.
– Przed wojną był to dom wielkiej pracy i troski o dziewczęta. Na przykład w nieistniejącym skrzydle domu, gdzie na piętrze znajdowała się cela Faustyny, na parterze była pracownia szewska. Siostry prowadziły również piekarnię, pralnię, szwalnię i hafciarnię. Był wreszcie mały ogród, a w Białej pod Płockiem duże gospodarstwo. Faustyna kochała nasze dzieło i dziewczęta – mówi s. Gonzaga.
Zakonnica pamięta przedwojenny układ domu i zakonną kaplicę, która znajdowała się w innej części kompleksu klasztornego niż obecnie. – Była ona niewielka, bo i sióstr było mniej. Choć wiele się zmieniło, ale są to wciąż te same mury i korytarze, którymi Faustyna chodziła, ciężko pracowała i gdzie się modliła – podkreśla siostra. O samej Faustynie i jej objawieniach dowiedziała się później, po wojnie, gdy wstąpiła już do zakonu. – Opowiadała mi o niej s. Ludmiła, która pracowała w płockim domu przed wysiedleniem przez komunistów w 1950 r. Była tu organistką i zakrystianką. Miała też zdolności malarskie. Opowiadała mi "o gorliwej Faustynie, która miała widzenia Pana Jezusa i zostanie świętą”. Później dowiedziałam się, że wszystko zaczęło się w Płocku – mówi s. Gonzaga.