- Ta książka jest atakowana, bo jest bardzo polska - mówiła prokurator Ewa Koj z IPN. W Katowicach dyskutowano o „Wieży spadochronowej” Kazimierza Gołby.
To książka trochę przypominająca wojenne „Kamienie na szaniec” – literatura, która została oparta na wspomnieniach świadków. Książka opisuje opór, jaki stawili mieszkańcy Katowic zajmującym ich miasto Niemcom w 1939 roku. Czy to tylko legenda ku pokrzepieniu serc, bez większego związku z rzeczywistością? W 2003 roku opinii publicznej takie tezy w dużej mierze narzuciła „Gazeta Wyborcza”, powołując się na raport niemieckiego generała Neulinga.
Rąbnęli i koniec
Właśnie ukazało się nowe, krytyczne wydanie „Wieży spadochronowej” Kazimierza Gołby z posłowiem prof. Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz i przedrukowanym postanowieniem o umorzeniu śledztwa w sprawie zabójstw cywilów przez wkraczających Niemów (w samych Katowicach zamordowali we wrześniu 750 Polaków). A w redakcji „Gościa Niedzielnego” 4 listopada na panelowej dyskusji na ten temat zebrali się, przy wypełnionej publicznością sali, prof. Ryszard Kaczmarek i prof. Krystyna Heska-Kwaśniewicz z UŚ oraz prokurator Ewa Koj z katowickiego IPN.
Spotkanie prowadził dr Andrzej Grajewski z „Gościa Niedzielnego”. Nawiązywał do słynnego ataku na książkę sprzed 11 lat. Przeciwnicy książki Gołby próbowali ją wtedy ośmieszyć, przekonując, że żadnej bohaterskiej obrony Katowic nie było. Argumentowali, że według raportu generała Neulinga, Wehrmacht uporał się z obrońcami wieży spadochronowej bardzo szybko: wystarczyły tylko dwa wystrzały z armaty przeciwpancernej. Andrzej Grajewski skomentował, że przeciwnicy książki poszli jednak w ten sposób za bardzo „na skróty”, bo Kazimierz Gołba opisywał w swojej książce przede wszystkim starcia obrońców Katowic z... Freikorpsem, a nie regularną niemiecką armią. – Jak wyglądały starcia z Freikorpsem, z raportu Neulinga nie musi wynikać. Główne niemieckie straty były właśnie w szeregach Freikorpsu, później jego członków chowano z honorami – zwracał uwagę dr Grajewski. Podkreślał, że wbrew tezom „Wyborczej”, raport Neulinga właśnie bardzo dobrze współgra z tekstem Gołby. – Jeśli chodzi o starcie z Wehrmachtem, to u Gołby przecież wcale nie ma mowy o wielu godzinach! Niemcy wyciągnęli armatę, rąbnęli i koniec – powiedział.
Prof. Ryszard Kaczmarek, który przywiózł z archiwum we Freiburgu i opublikował raport generała Neulinga, mówił, że walki w Katowicach woli nazywać oporem niż obroną, bo z wojskowego punktu widzenia nie była to zorganizowana obrona. Wykazywał, że pewne szczegóły opisane w książce Gołby są wydarzeniami niewiarygodnymi, przede wszystkim atak niemieckiego samolotu na wieżę. Podkreślał jednak, że książki Gołby nie deprecjonuje.
Zapisani w historii, nie w legendzie
W wypowiedziach prokurator Ewy Koj i w pytaniach z sali przewijała się teza, że Katowice miały zostać zdobyte przez samych, miejscowych folksdojczów, a Wehrmacht miał tylko odbyć tryumfalną defiladę. Młodzi Ślązacy wraz ze starszymi powstańcami uniemożliwili ten plan, stając do walki.
Spotkanie nt. "Wieży spadochronowej" w redakcji "Gościa" Przemysław Kucharczak /Foto Gość Z sali padło m.in. pytanie, dlaczego, zdaniem uczestników panelu, książka Kazimierza Gołby jest dziś aż tak bardzo atakowana. Prokurator Ewa Koj z IPN odpowiadała, że „Gazetę Wyborczą” czy środowiska związane z Ruchem Autonomii Śląska ta książka drażni, bo nie pasuje do ich ogólnej koncepcji. W tej koncepcji nie mieści się zresztą całe mnóstwo faktów z czasu okupacji niemieckiej, m.in. ogromna skala niemieckiego terroru na Śląsku. Nie mieszczą się w niej też statystyki z 1943 roku, pokazujące, ilu ludzi z podpisaną folkslistą oddało życie za polski Śląsk. Zostali oni zgilotynowani. – Czytajmy „Wieżę spadochronową”, niech ją czytają nasze dzieci. A dlaczego książka jest atakowana? Bo jest bardzo polska – powiedziała.
Dr Andrzej Grajewski też zachęcał do czytania „Wieży...”, zwłaszcza młode pokolenie Ślązaków. Mówił, że to literacki hołd dla młodych ludzi, którzy, gdy Wojsko Polskie w obawie przed okrążeniem musiało opuścić Katowice, sami chwycili za broń. – Kierując się porywem serca i patriotyzmem, stanęli do walki, ponieważ uznali, że tak trzeba. W ten sposób zapisali się nie do legendy, ale do historii Katowic i do historii Polski – powiedział.