Jako chłopiec pasał bydło i świnie. Będąc osiemnastym dzieckiem we włoskiej chłopskiej rodzinie z XV wieku biedę znał od podszewki, a perspektyw nie miał żadnych.
Jako chłopiec pasał bydło i świnie. Będąc osiemnastym dzieckiem we włoskiej chłopskiej rodzinie z XV wieku biedę znał od podszewki, a perspektyw nie miał żadnych. I gdyby nie pomoc, jakiej udzielił mu daleki krewny, nie usłyszelibyśmy dzisiaj o św. Jakubie z Marchii. Prawniku z wykształcenia i franciszkaninie z powołania. Znanym na całą ówczesną Europę kaznodziei, który umarł 28 listopada 1476 roku w Neapolu w powszechnej opinii świętości. Czy jednak z tą sławą Jakuba z Marchii przez przypadek nie przesadzam? Nie, bo dzięki jego dziełu setki tysięcy ubogich ludzi na przestrzeni wieków otrzymało – jak on sam w młodości – skuteczną pomoc. A wszystko to za sprawą wymyślonej przez niego sieci... banków. Ale banków niezwykłych jak na realia XV wieku, bo udzielających kredytów tylko biednym i to na najniższy możliwy procent. Montes pietatis – banki pobożne - tak zostały nazwane i na przekór ludzkiej pokusie do bogacenia się na potęgę i kosztem innych ludzi, te instytucje miały dawać świadectwo zupełnie innej filozofii. Takiej, która nie tylko miłosiernie pochyla się nad potrzebującym, ale chce go również włączyć w proces podnoszenia z biedy. Żadne zatem rozdawnictwo, tylko aktywizacja. A o tym, że ten pomysł św. Jakuba z Marchii był naprawdę dobry, niech świadczy fakt, że banki pobożne trafiły także do Polski, a ostatni z nich został zamknięty w Krakowie dopiero w roku 1948.