Zanim został kapłanem, a stało się to dość późno, bo w wieku 33 lat, wcześniej był przecież świadkiem powstania listopadowego.
„Polska nie zadowoli się autonomią administracyjną, potrzebuje życia politycznego. Najjaśniejszy Panie, ujmij silną dłonią sprawę Polski, uczyń z Polski naród niepodległy, połączony z Rosją węzłem Twojej dostojnej dynastii. To jest jedyne rozwiązanie, które mogłoby wstrzymać rozlew krwi i położyć podwaliny pod ostateczny pokój”. Dla jednych te słowa abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego napisane w liście do cara Aleksandra II były zbyt ugodowe. Wszak metropolita warszawski pisze je w dobie powstania styczniowego, w ogniu walk o niepodległość. Dla drugich natomiast, list ten był próbą osiągnięcia choćby części powstańczych celów na drodze dyplomacji. I car intencje tego listu odczytał bezbłędnie, bo jego autor natychmiast trafił na całe 20 lat do Jarosławia nad Wołgą. Cóż, bycie hierarchą w dobie rozbiorów i Królestwa Polskiego to była zgoda na to, by zamiast na biskupim tronie zasiąść na beczce prochu. Jednak abp Zygmunt Szczęsny Feliński miał tego pełną świadomość, skoro młodość upłynęła mu w duch patriotycznym. Zanim został kapłanem, a stało się to dość późno, bo w wieku 33 lat, wcześniej był przecież świadkiem powstania listopadowego i uczestnikiem Wiosny Ludów. I choć oba te zrywy okazały się przegraną sprawą, to otworzyły jego serce na Boga i na miłość do bliźnich, którzy bardziej od rewolucyjnych zmian potrzebują duchowej pracy u podstaw. Stąd wzięło się doskonale nam dzisiaj znane nabożeństwo majowe, cytowany na wstępie list do cara, zesłanie, a po śmierci 17 września 1895 roku wyniesienie do chwały ołtarzy.