107,6 FM

Abp Adrian Galbas w Wiedniu: Trzeba walczyć, aby Bóg dał zwycięstwo

Kazanie odpustowe abp. Adriana Galbasa wygłoszone podczas Mszy św. w polskim sanktuarium na Kahlenbergu k. Wiednia, w kolejną rocznicę wiktorii wiedeńskiej 8 września 2024 roku.

O waleczna Hetmanko,
zwycięską wdzięczności pieśń,
z niewoli wyswobodzeni, słudzy Twoi,
niesiem Ci, Bogurodzico.
Ty, która posiadasz moc niezwyciężoną, 
od wszelkich nieszczęść wybaw nas,
byśmy do Ciebie wołali...


Bracia i Siostry,
to słowa z jednego z najcudowniejszych hymnów jakie zna chrześcijaństwo, czyli z Akatystu ku czci Najświętszej Maryi Panny. Dzisiaj przywołujemy je w uroczysty Dzień Odpustu tu na Kahlenbergu, zanosząc do Niej, do Matki Bożej Zwycięskiej, tej walecznej Hetmanki „wdzięczności pieśń” za Jej pomoc, z której nieustannie możemy korzystać i jednocześnie prosząc Ją, by Ta, która posiada moc niezwyciężoną, od wszelkich nieszczęść nas wybawiła.

Tak, jak wybawiła Króla Jana III Sobieskiego, gdy ten stanął tutaj, pod Wiedniem, naprzeciw potężnych zastępów tureckich, którymi dowodził Kara Mustafa. Choć złożona z połączonych wojsk polsko-austriacko-niemieckich armia Jana III Sobieskiego była silna, to król nie miał wątpliwości komu zawdzięcza zwycięstwo. Dał temu wyraz w znanym komunikacie, który przekazał papieżowi Innocentemu XI po pokonaniu armii Imperium Otomańskiego: „Veni, vidi, Deus vincit”. „Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył". Przybyłem ja, zobaczyłem ja, ale zwyciężyłem już nie ja – zwyciężył Bóg!

To wszystko działo się 12 września 1683 roku, a bitwa ta była – zdaniem historyków – jednym z najważniejszych wydarzeń decydujących o losach naszej cywilizacji. Armia już się po niej nie dźwignęła i tym samym przestała zagrażać chrześcijańskiej Europie.

Tak „Deus vincit”. Bóg zwyciężył, a Hetmanką w tej bitwie była Ta, której Imię widniało na sztandarach polskich wojsk i której król Jan III Sobieski – idąc pod Wiedeń – osobiście się pokłonił na Jasnej Górze, w Krakowie i w Piekarach Śląskich. Właśnie na pamiątkę tego zwycięstwa dzień 12 września został przez Papieża ustanowiony jako wspomnienie Imienia Maryi!

W Piekarach Śl., kochamy hymn, który śpiewamy ku czci Maryi ze słowami: 

„Któraś chrześcijaństwo całe ocaliła,
Jako wojsk jego czujna straż,
Kiedyś pod Wiedniem Turków rozgromiła,
Biorąc pod płaszcz Twój hufiec nasz (…).
Ciebie dziecięcym sercem błagamy:
Weź pod opiekę zbożny nasz lud.
Lepszej od Ciebie Matki nie mamy,
co by w błękity wiodła nas cnót”.


Bracia i Siostry, 
my jednak nie przyszliśmy dzisiaj tutaj jak do jakiegoś muzeum lub antykwariatu, nie tylko po to, by powspominać dawne dzieje i powzruszać się militarną siłą oraz głęboką wiarą naszych przodków. Przyszliśmy tu, aby nabrać siły do walki, pod zwycięskim sztandarem Chrystusa. Walki, która przecież trwa i która dotyczy każdej i każdego z nas!

Dziś jest to przede wszystkim walka wewnętrzna. Walka pomiędzy tym co jest w nas z Boga, a tym, co od Boga nie pochodzi. Walka pomiędzy dobrem i złem, ciemnością i światłem, pomiędzy łaską i grzechem. Pierwsza z walk. Największa i najważniejsza. Fantastycznie opowie o niej św. Paweł w sławnym fragmencie Listu do Rzymian: Łatwo przychodzi mi chcieć to, co dobre, ale wykonać już nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę (por. Rz 7,18). 

Któż z nas tego nie doświadcza? Wewnętrznego rozbicia, które sprawia, że jesteśmy jakby szarpani w dwie przeciwstawne sobie strony. 

I wiecie na pewno, nie gorzej niż ja, jak bardzo to wszystko jest bolesne, jakiego wymaga samozaparcia, zmagania się ze sobą: z własnymi słabościami, naleciałościami, skłonnościami, złymi przyzwyczajeniami. 

Często przychodzi pokusa by tę walkę zlekceważyć, lub by odpuścić! By dać sobie spokój. Zgodzić się na połowiczność, na chrześcijaństwo niekompletne, albo wręcz zewnętrzne, kulturowe, niemal folklorystyczne. To jest bardzo niebezpieczne. 

Chrześcijaństwo w Europie nie jest dzisiaj zagrożone przez inwazję wojsk tureckich, ale przez nie mniej groźną inwazję chrześcijańskiej, duchowej bylejakości, a nawet obojętności, polegającej na tym, że idziemy za Chrystusem jedynie trochę. 

I codziennie jesteśmy ku temu kuszeni. By porzucić nasze duchowe ideały, które dla wielu są jedynie przestarzałymi głupotami. Wiara, wierność Bogu, Jego Słowo, łaska Boża, sakramenty. Dla nas to wszystko są perły, dla niejednego – śmieci! 

Zbigniew Herbert w swym wybitnym wierszu „Potęga smaku” kpił z metod kuszenia, których doświadczał w latach słusznie minionego systemu. Być wówczas wiernym – pisał – ówczesna odmowa, niezgoda i upór nie wymagały wielkiego charakteru. „Mieliśmy – to jego słowa – odrobinę koniecznej odwagi lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku. Tak smaku, w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia. Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono…”. Kto wie…!

Dziś jesteśmy kuszeni „lepiej i piękniej”. To wszystko nie jest już takie tępe, chropowate, przaśne i zwyczajnie słabe. Przeciwnie: jest dużo bardziej zakamuflowane, dużo bardziej przebiegłe i sprytne. 

Przypomina się to, o czym przeczytamy w Księdze Apokalipsy, gdzie mowa jest o szarańczy, której nie widać, bo wychodzi z gęstego dymu. „I od dymu studni – czytamy – zaćmiło się słońce i powietrze. I z dymu wyszła szarańcza na ziemię” (Ap 9,2-3). Ten dym sprawił, że szarańczy nie było widać. 

Wokół nas dużo jest takiego dymu, w którym nie widzimy moralnie ostro, nie dostrzegamy szczegółów, a to utrudnia duchową walkę. Prof. Marian Grabowski, etyk i fizyk, tak o tym mówi: „masa ludzka, która zabójstwa nienarodzonego dziecka nie uchwyci jako zabójstwa, miliony złodziei filmów, muzyki, którym nigdy nie przyjdzie do głowy, że są złodziejami, stada kłamiących polityków, którzy wcale nie pomyślą o sobie jako o wstrętnych kłamczuchach. A najgorsza jest skala tych zjawisk, która sprawia, że następne generacje ludzi w ogóle nie zauważą problemu, bo to jest ów dym, niewidzialnie zatruwający sumienia, zwłaszcza ludzi młodych”.

Ludzie z pokolenia Herberta mieli włókna duszy i chrząstki sumienia, które wielu uratowały. Musimy o nie dbać i my! Takie ważne jest więc to, by – jak mówił papież Benedykt XVI: „słowa, życie, światło Chrystusa dostawały się do naszego sumienia i je oświecały, by sumienie pojęło co jest prawdziwe, dobre, a co złe; by doznawało oświecenia i oczyszczenia. Śmieci zalegają nie tylko na niejednej ulicy na świecie. Również w naszych sumieniach i w naszych duszach. Tylko światło Pana, Jego siła i Jego miłość oczyszczają nas i prowadzą właściwą drogą”.

Od tego tyle zależy. Dużo dzisiaj mówimy o nowej ewangelizacji. Szukamy na nią sposobów, wymyślamy metody. Pytamy: jak dojść z Ewangelią do środowisk coraz bardziej i coraz liczniej odległych od Kościoła. Zwoływane są nowe konferencje, trwa synod, wydawane są kolejne dokumenty i opracowywane mega programy. I to wszystko jest ważne, ale jednocześnie jest bardzo niewystarczające. 

Ludzie, którzy sami nie są absolutnie przekonani o wartości chrześcijaństwa, ludzie bez włókien duszy i chrząstek sumienia, żadnej ewangelizacji nie zrobią, choćby nie wiem jak dobre mieli programy, jak nowoczesne środki i jakimi dysponowali pieniędzmi. To wszystko będzie tylko jakiś żałośnie pusty przerób, który skończy się frustracją, zgorzknieniem i da argumenty przeciwnikom Kościoła. 

To jest przede wszystkim praca, którą musimy wykonać osobiście, ale musi ją także wykonać cały Kościół. Cała wspólnota. 

Wspomniany już papież Benedykt XVI powiedział kiedyś do ludzi młodych: „Drodzy Przyjaciele nie lękajcie się wybierać drogi alternatywne, wskazane przez prawdziwą miłość: styl życia wstrzemięźliwy i solidarny, szczere i czyste relacje uczuciowe, uczciwe zaangażowanie w naukę i pracę, głębokie zainteresowanie wspólnym dobrem. Nie lękajcie się wydawać się odmienni i być krytykowani za to, co uchodzi za niemodne. Wasi rówieśnicy, ale też dorośli i właśnie szczególnie ci, którzy wydają się być dalsi od mentalności Ewangelii i jej wartości, bardzo potrzebują zobaczyć, że ktoś ma odwagę żyć pełnią człowieczeństwa ukazaną przez Jezusa Chrystusa”. 

Słowo Boże, które usłyszeliśmy przed chwilą zwraca nam uwagę na dwa bardzo istotne aspekty naszego wyboru Chrystusa i promieniowania chrześcijaństwem. 

Pierwszym jest szacunek dla każdego człowieka, niezależnie od jego przekonań, stylu życia, historii, czy religii. To absolutne chrześcijańskie must be! Szacunek dla każdego!

Jeśli – używając języka św. Jakuba (por. Jk 2,1-5) – inaczej traktuję człowieka ustrojonego w złote pierścienie i bogatą szatę, a inaczej ubogiego, w zabrudzonej szacie i jeśli czynię między nimi różnicę to znaczy, że chrześcijaństwo jeszcze mnie nie opanowało.

„Pan dźwiga poniżonych
Pan kocha sprawiedliwych (…)
Pan strzeże przybyszów
Ochrania sierotę i wdowę…”
(Ps 146,6-10).

To dzisiejszy Psalm i to droga dla nas. Tak szlachetny obraz Boga pokazuje nam już Stary Testament. A co dopiero Ewangelia! 

Obyśmy, żyjąc w społeczeństwach wielokulturowych, wieloreligijnych, wielorako rozmaitych, poprzez szacunek okazywany każdemu, umieli zaświadczyć o najwyższych standardach, jakie przyjmujemy, a które płyną właśnie z Ewangelii. Obyśmy umieli pokazać, że jesteśmy krewnymi Tego, który wybrał ubogich na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują.

Nieustannie przekonuje nas o tym i nieustannie nam to pokazuje papież Franciszek, który teraz znajduje się – w stosunku do Europy – na prawdziwym krańcu świata. Port Moresby, stolica Papui Nowej Gwinei, gdzie dziś odprawił mszę św., leży ponad 19.000 km od Rzymu. Dalej już prawie nie ma. Papież poleciał do tego małego Kościoła, aby powiedzieć i pokazać, jak bardzo ten Kościół i każdy, kto go tworzy jest dla niego ważny. Jak ważny jest dla Chrystusa.

A drugi wymiar chrześcijańskiej obecności w świecie – i jednocześnie chrześcijańskiego – nieraz bardzo wymagającego świadectwa,  to dawanie innym nadziei. Mówienie im, jak przypomniał to przed chwilą prorok Izajasz, „Odwagi”! Nie bójcie się. Sam Bóg przyszedł, aby was zbawić (por. Iz 35,4). Przyjmijcie Go! „Odwagi”, choćby ci ludzie byli w najbardziej tragicznej sytuacji. 

Za kilka tygodni rozpocznie się w Kościele Rok Jubileuszu chrześcijaństwa pod hasłem: „Pielgrzymi nadziei”. Właśnie tak! Tego od nas oczekuje świat i to jesteśmy światu szczególnie winni: nadzieję, która ma swe źródło w Chrystusie Zmartwychwstałym, obecnym i zwycięskim. I dlatego ta nadzieja zawieźć nie może (por. Rz 5,5). Pewnie doświadczacie tego, jak i ja, że wokół nas dużo jest posępnych korowodów beznadziei, zwątpienia, zgorzknienia, a nawet rozpaczy. Chrześcijaństwo ma skarb. Właśnie owo pewne, nie naiwne: „nie bójcie się”. Nie trzymajmy więc tego skarbu dla siebie.  

Siostry i Bracia,
duchowa walka trwa. Jednak zwycięstwo nie jest prawdopodobne, lecz pewne. Czasem wymaga długiego czasu, lat, dziesięcioleci, zdarza się, że i całego życia. Tak, to wszystko o czym tu mówimy trwa dużo dłużej niż zmagania pod Wiedniem, lecz Victoria jest pewna. Bo Chrystus Zmartwychwstał.

On, również nam, ludziom tego czasu, jak temu człowiekowi z usłyszanej przed chwilą Ewangelii (por. Mk 7,31-37),  mówi nieustannie: „Effatha”. „Otwórz się”. Każdej i każdemu mówi to samo, ale jakby inaczej, osobiście i intymnie, z dala od tłumu. Bierze nas na bok. Już nie poprzez ślinę, ale posyłając swojego Ducha, nawadnia nam uszy i serca, zwilżając je Boską rosą. Dotyka też naszych ust, abyśmy nie wstydzili się na głos przyznać przed światem, że On jest naszym Panem. Panem naszego życia i naszej codzienności.

Chrystus zabronił uczniom rozpowiadać o cudzie, którego byli świadkami, ale to było przed Jego zmartwychwstaniem. Teraz, w czasie Kościoła, jest wręcz odwrotnie: mamy mówić światu, także temu światu tuż obok nas, utkanemu z konkretnych relacji, zdarzeń i spraw, światu, który się toczy w konkretnych miejscach, których codziennie dotykają nasze stopy, mówić – słowem lub bezsłownie – jak bardzo nasze życie jest wzmocnione dzięki wierze w Boga, a także ile łask jest nam ofiarowanych dzięki obecności i modlitwie Maryi. 

Dlatego tym chętniej – jak król Jan i jak miliony pobożnych ludzi – uciekamy się pod Jej obronę i tym bardziej powtarzamy za dzisiejszym Psalmistą, że „Bóg wiary dochowuje na wieki” (Ps 146,6c).

„Przybądź nam miłościwa Pani ku pomocy
A wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy”.


Tak wołamy dzisiaj, stąd z Kahlenbergu, w stronę naszej Wielkiej Hetmanki. I Ona przybywa. Niepokalana. Wspomaga nas w każdej duchowej walce. Na swoim przykładzie pokazuje jak piękny jest człowiek, który jest blisko Boga i dlatego wygrywa. Ona mówi nam pewnie: „Nie bój się, walcz, a Bóg da zwycięstwo”. Amen.

+ Adrian J. Galbas SAC

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy