Jest burzowa pogoda, gdy nasz dzisiejszy bohater, Norbert von Gennap, średniowieczny niemiecki szlachcic, szuka właściwej drogi. Dokąd?
Jest burzowa pogoda, gdy nasz dzisiejszy bohater, Norbert von Gennap, średniowieczny niemiecki szlachcic, szuka właściwej drogi. Dokąd? Sam chyba tego nie wie. Ma około 30 lat, nie jest żonaty, pobiera dochody z racji bycia kanonikiem kapituły w Xanten, choć ani myśli o stanie duchownym, służy na królewskim dworze Henryka V, ale bynajmniej nie znajduje w tym radości serca. Nuda. I jeszcze do tego ten nieustannie padający z nieba deszcz. Co tu robić ze swoim życiem? Norbert musiał sobie to pytanie w duchu zadać całkiem na serio, bo w tym momencie tuż obok niego uderza piorun. Koń się płoszy, jeździec upada twardo na ziemię omal nie skręcając karku. Gdy jednak wyjdzie z szoku, choć oślepiony blaskiem i ogłuszony hukiem już wie, co powinien zrobić. Zrzeka się wszystkich swoich dóbr, wstępuje do benedyktynów, podejmuje pokutę i modlitwę, przyjmuje kapłańskie święcenia. A gdy dowiaduje się, że w pobliskiej Galii przebywa właśnie papież, Gelazjusz II, udaje się do niego niezwłocznie i prosi o zezwolenie na głoszenie kazań w całym Kościele. I tak oto Norbert staje się niestrudzonym ewangelizatorem między Francją, Niemcami i Belgią. Tam gdzie brakowało sensu życia, tam pojawiło się teraz życie w obfitości za sprawa Dobrej Nowiny. Pojawiła się także nowa zakonna wspólnota popularnie zwana norbertianami, godność biskupa Magdeburga i na koniec chwała nieba, dlatego Norberta von Gennap, lub jak kto woli Norberta z Xanten, wspominamy dzisiaj jako świętego.