Ileż legend powstało o dzisiejszym patronie.
Ileż legend powstało o dzisiejszym patronie. A to, że po złożeniu ciała Jezusa do grobu w jego ręce trafił św. Graal, to jest kielich w którym była zebrana krew Zbawiciela, dzięki czemu rozpoczął nowe życie. A to, że razem z Łazarzem, Martą i Marią, uciekł przed prześladowaniami statkiem do Marsylii i głosił tam Dobrą Nowinę. A nawet, że w Hiszpanii został ustanowiony biskupem przez św. Jakuba Apostoła. W tych niezwykłych opowieściach jest oczywiście ziarnko prawdy, bo przecież św. Józef z Arymatei - a o nim to mowa – tak jak i każdy z nas, dzięki krwi Chrystusa istotnie rozpoczął nowe życie. A nowe życie jest świadczeniem o Dobrej Nowinie i prowadzeniem do Boga powierzonych sobie ludzi – na wzór opiekuna, z greki nazywanego episkopos, to jest biskup. Zatem jest w tych historiach trafna teologiczna intuicja, ale skutecznie zakryta przez ich cudowność. Cudowność zupełnie zresztą niepotrzebną, skoro jedynym znanym nam z kart Ewangelii gestem św. Józef z Arymatei "uczeń [Jezusa], lecz ukryty z obawy przed Żydami" dał najpiękniejsze świadectwo swojej wiary. Oto bowiem ten członek Sanhedrynu, po tym jak Jezus zmarł na krzyżu, zrobił to, do czego inni – jawni uczniowie - nie byli zdolni. Poszedł do Piłata i poprosił o wydanie ciała skazańca. Ujawnił swoje przekonania, zaciągnął rytualną nieczystość w szabat i oddał ciału Chrystusa należną mu cześć. I teraz najlepsze – ciało Zbawiciela złożył w grobie przygotowanym dla siebie. Lepiej istoty Dobrej Nowiny nie oddali przed nim nawet Apostołowie.