– Postanowiliśmy, że na Ukrainie będziemy służyć najuboższym. Są to, ci, którzy nie mogli uciec przed wojną, starzy, niepełnosprawni, sparaliżowani, do których często nie dociera żadna pomoc – mówi ks. Vitalij Novak, misjonarz św. Wincentego a Paolo. Z bólem przyznaje, że zdarza się im nie zdążyć na czas: „znajdujemy martwych już ludzi, którzy zmarli z głodu”.
Przed wojną ks. Novak zajmował się uzależnionymi w Odessie. – Jak tylko rozpoczęła się rosyjska ofensywa, zrozumieliśmy, że będzie wielka bieda, nawiązaliśmy więc kontakty ze stowarzyszeniami św. Wincentego na całym świecie i organizujemy pomoc humanitarną – mówi ukraiński kapłan, który w sposób szczególny jest związany ze Słowacją, bo tam przygotowywał się do kapłaństwa. Teraz posługuje w Charkowie. Zostali tam głównie prawosławni.
Ks. Novak: „Większość tej wojny przeżyłem w Charkowie, a tam biskup prawosławny i katolicki żyli w jednej kurii. Dom biskupa prawosławnego znajdował się bowiem w bardzo niebezpiecznym miejscu. Widywaliśmy się z nim codziennie, razem obchodziliśmy jego urodziny. W takiej wojennej próbie zanikają wszelkie różnice. Regularnie przychodzą też do nas księża z patriarchatu moskiewskiego, wszyscy ze sobą współpracują. U ludzi wierzących wiara jeszcze bardziej się pogłębiła. Nasza parafia znajduje się w najbardziej zniszczonej dzielnicy Charkowa. Niemal wszyscy nasi parafianie się ewakuowali. Przychodzi do nas 20, 30 osób, w zależności od bombardowań. Wszyscy przychodzą na Msze i przyznają, że nie potrafią się modlić po katolicku, ale chcą się modlić. I modlą się, odprawiam dla nich Mszę, wyjaśniam im naszą liturgię. Wszyscy przychodzą, choć wcale ich do tego nie zachęcałem. Są razem z nami, chcą być z Bogiem. I nawet jedna babcia zwraca mi uwagę: widział ksiądz, jak się modlimy, to nie strzelają.”
Ks. Novak przyznaje, że niektórzy Ukraińcy wracają do Charkowa, bo nie potrafili się odnaleźć poza rodzinnym miastem. Ale jest im ciężko, kiedy widzą, w jakim stanie są ich domy, w jakiej znaleźli się biedzie. – Niekiedy cały dom został zniszczony, kiedy indziej naruszona została statyka. Jak tu mieszkać na dziewiątym czy dziesiątym piętrze, kiedy rakiety zburzyły pół wieżowca – opowiada ukraiński kapłan.
„Wojna to porażka ludzkości. Ale z drugiej strony ludzie się zjednoczyli, dzięki tej wojnie nareszcie narodził się nasz ukraiński naród. Do tej pory byliśmy podzieleni na wschód, zachód, południe… Teraz wszyscy się zjednoczyli. Uświadomili sobie, co to znaczy być narodem, mieć własną tożsamość, kraj. Kiedy zaczęli nas zabijać, bo jesteś Ukraińcem, chcesz mieć wolność wyboru, a nie że ktoś będzie ci dyktować, jak to było przez wieki w rosyjskim imperium, a teraz w Federacji Rosyjskiej. Z tego powodu się to już zaczęło w 2014 r., kiedy mieliśmy rewolucję i powiedzieliśmy, że mamy już dość tej wolności kontrolowanej przez Rosję, na różne sposoby, finansowe, gospodarcze, poprzez wpływy w parlamencie. Już wtedy powstał naród, a zwłaszcza młodzież. To młodzi protestowali i chcieli dołączyć do innych europejskich krajów, które mają wolność i demokrację. Już wtedy się to zaczęło i zabrali nam Krym. Teraz znowu, kiedy chcieliśmy iść dalej w tym kierunku, Rosja powiedziała: nie, tak to nie będzie, będziecie na naszych warunkach. I dlatego mamy tę wojnę, na której bronimy największych wartości: życie, wolność, w tym wolność religijną, wszystkie swobody, które nam Pan Bóg dał. I ludzie się bronią, choć jesteśmy słabsi, potrzebujemy pomocy nie tylko humanitarnej, ale i wojskowej. Tu nie ma żartów. Jest to ciężka próba. Ale ludzie są gotowi poświecić to, co najcenniejsze, własne życie, aby ich rodziny, ich dzieci mogły żyć, aby miały gdzie wrócić, kiedy obronimy naszą Ojczyznę.”