Był jednym z pięćdziesięciu kapłanów wyświęconych przez Jana Pawła II w Lublinie 9 czerwca 1987 roku. Do tego momentu wraca przez całe swoje kapłańskie życie.
Sławek z północy Polski przyjechał do Lublina na studia. Po skończonym technikum zaczął kierunek mechanizacja w rolnictwie na ówczesnej Akademii Rolniczej. Czasy w Polsce były wtedy niespokojne. Ludzie mieli dość propagandy komunistycznej i życia w biedzie i kłamstwie. Zaczęły się strajki, do których dołączyli także lubelscy studenci. Sławek Laskowski był jednym z nich.
– Byłem normalnym studentem, uważałem się za katolika, ale żebym jakoś tak bliżej był Pana Boga, to z pewnością nie. Podczas strajku odwiedzały nas grupy ewangelizacyjne organizowane przez ks. Franciszka Blachnickiego, który wtedy mieszkał w Lublinie. To od tych młodych ludzi usłyszałem pierwszy raz, że Pan Bóg kocha mnie takiego jakim jestem, ze wszystkimi moimi wadami i grzechami. Dla mnie to była wiadomość, która przemieniła moje życie – opowiada ks. Sławomir Laskowski, dziś proboszcz parafii Matki Bożej Królowej Polski w Lublinie.
To w tamtym czasie zaczął zastanawiać się nad tym, jaki plan ma dla niego Pan Bóg.
– Pamiętam, jak na zakończenie strajku pojechaliśmy na Jasną Górę na nocne czuwanie przed obrazem Matki Bożej. Była noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Oczywiście nie mieliśmy pojęcia, że właśnie zaczyna się w Polsce stan wojenny, wraz z ks. Piotrowskim, studentem z diecezji płockiej, trwaliśmy na modlitwie, a ja odkrywałem, jak wielką miłością obdarzył mnie Bóg – wspomina ks. Sławek.
W jego sercu zaczęły pojawiać się myśli o powołaniu.
– Z jednej strony budziły we mnie wielką radość, z drugiej zdawałem sobie sprawę z tego, jak słaba jest moja wiara. Poszedłem zapytać księdza, czy to możliwe, żeby Pan Bóg wybrał takiego grzesznika. Usłyszałem wówczas, że Bóg powołuje kogo chce. Postanowiłem zrezygnować ze studiów i wstąpić do lubelskiego seminarium – mówi kapłan.
Wtedy jeszcze nie miał pojęcia, że jego kapłaństwo będzie miało szczególny związek z osobą Jana Pawła II.
– Oczywiście, jak chyba każdy Polak cieszyłem się z wyboru Karola Wojtyły. Pamiętam nawet ten dzień, kiedy wracałem z treningu siatkówki do internatu i chłopcy krzyczeli przez okna, że Polak został papieżem, ale poza taką ogólną dumą narodową, papież wtedy nie był dla mnie kimś ważnym – mówi ks. Sławek. Zmieniło się to wraz z odkrywaniem powołania kapłańskiego. Kiedy przyszła wiadomość, że w czerwcu 1987 roku Jan Paweł II przyjedzie z pielgrzymką także do Lublina i tu właśnie udzieli święceń prezbiteratu przedstawicielom wszystkich polskich seminariów diecezjalnych i zakonnych, radość była jeszcze większa. – W naszej diecezji był wtedy taki zwyczaj, że święcenia prezbiteratu odbywały się w grudniu, nie było więc już diakonów. Trzeba było wybrać kogoś z naszego roku, kto w nieco przyspieszonym tempie przyjmie święcenia diakonatu, a potem prezbiteratu z rąk papieża. Nie spodziewałem się, że będę to ja. Byłem wówczas dziekanem seminaryjnym i kiedy przełożeni poinformowali mnie, że ja będę reprezentował nasze seminarium, ogarnęła mnie wielka radość – wspomina ks. Sławek.