Do wszystkiego potrzeba czasu. W życiu nie jest przecież tak, że za jednym kliknięciem świat się odmienia.
Do wszystkiego potrzeba czasu. W życiu nie jest przecież tak, że za jednym kliknięciem świat się odmienia. Taki św. Bernardyn ze Sieny na ten przykład. Przez pierwsze 20 lat życia był zwyczajnie pobożny na miarę pobożności XV wieku. Potem wstąpił do franciszkanów w Sienie i przez kolejne 12 lat w małym klasztorze pilnie studiował Pismo święte, teksty ojców Kościoła oraz dzieła teologiczne. A potem otworzył usta i zaczął głosić Dobrą Nowinę z taką mocą, że przełożeni błyskawicznie mianowali go kaznodzieją na całą Italię. Bernardyn przemierzał więc Włochy, nawołując do pokuty i zmiany życia, a na jego kazania garnęły się tak wielkie tłumy, że żaden kościół nie mógł ich pomieścić. Słowo Boże głosił zatem na placach, miejscowi kapłani omdlewali od długich godzin spowiadania, a Komunii Świętej udzielano tysiącami. I mogło się ludziom wydawać, że dokonało się to wszystko w życiu Bernardyna ze Sieny niemal jak za pstryknięciem palca – ot nie było potężnego słowem kaznodziei i nagle był. Łaska jednak bazowała na naturze. Był więc w jego życiu długi okres formacji, było zmierzenie się z pokusą wielkości, gdy zaczęły go słuchać tłumy i proponowano mu biskupstwa, i było imię, któremu cały czas oddawał chwałę, nosząc je wypisane na tabliczce zwieszonej u szyi. Nie było to jednak imię Bernardyn ze Sieny, święty, tylko Jezus, Syn Boga Żywego.