W chwili wyboru na papieża nasz dzisiejszy patron był już starym i schorowanym diakonem rzymskim.
W chwili wyboru na papieża nasz dzisiejszy patron był już starym i schorowanym diakonem rzymskim. A tutaj jeszcze, zamiast zasłużonego spokoju, czekało na św. Jana I arcytrudne wyzwanie. Jakie? Oto rządy nad całą Italią sprawuje wtedy arianin, wódz Ostrogotów Teodoryk Wielki. Zasadniczo jest on łaskawie tolerancyjny wobec zachodniego Kościoła, jego wiernych i zwierzchników, ale gdy nasz patron zostaje kolejnym następcą św. Piotra sytuacja się zmienia. Oto bowiem bizantyjski cesarz Justyn I, przystępuje we Wschodnim Cesarstwie do zdecydowanej rozprawy z arianami, siłą nawracając ich ku ortodoksji. Ortodoksji, której obrońcą i reprezentantem jest na Zachodzie właśnie św. Jan I. Nic więc dziwnego, że gniew Teodoryka kieruje się właśnie ku niemu – wódz barbarzyńców nakazuje mu udać się do Konstantynopola i wszystko naprawić. Pierwsza w dziejach podróż papieża do stolicy Bizancjum w październiku 525 roku, zamiast obrony herezji staje się jednak manifestacją prawowierności. Lud wychodzi na ulice, cesarz składa pokłon św. Janowi I, a patriarcha Konstantynopola daje mu pierwszeństwo w celebrowaniu liturgii w Boże Narodzenie i Wielkanoc. Jedynie Teodoryk Wielki nie podziela tego entuzjazmu i zaraz po powrocie zamyka papieża w lochu, w którym 18 maja 526 roku św. Jan I ginie wierny Chrystusowi, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami, czego arianie nie przyjmowali do wiadomości.