Morze cierpienia. Czy nie o tym informują nas od pewnego czasu media?
Morze cierpienia. Czy nie o tym informują nas od pewnego czasu media? Czy można pozostać człowiekiem, gdy ono zalewa świat? Nie ma tutaj prostych odpowiedzi, ale są tego cudu świadkowie. Taka Gemma Galgani na przykład, córka włoskiego aptekarza z końca XIX wieku. Gdy ma zaledwie 8 lat umiera jej mama. Potem gruźlica dopada jej ukochanego brata-kleryka, którego dziewczynka pielęgnuje zaniedbując swoje zdrowie. Następnie śmierć zabiera jej tatę, rodzina traci majątek, a u Gemmy zostaje zdiagnozowana gruźlica kręgosłupa i zapalenie nerek. Cały rok spędza w łóżku, unieruchomiona gipsowym gorsetem. Wreszcie jako nastolatka musi opuścić własny dom i zamieszkać kątem u pewnej pobożnej niewiasty. Jest już wtedy potwornie chora, ale nawet agonia nie zostaje jej skrócona - trwa kilkanaście miesięcy do Wielkiej Soboty, 11 kwietnia 1903 roku. Na pytanie: 'dlaczego dobry Bóg do tego dopuścił?' odpowiadam - bo Gemma Galgani tego nie chciała. Zgodziła się bowiem współuczestniczyć w cierpieniu Jego Syna. Przyjęła dar stygmatów i przez ostatnie 4 z 25 lat życia rany na jej rękach, nogach i boku, ślady po cierniowej koronie oraz biczowaniu krwawiły tydzień w tydzień z czwartku na piątek, zadając dodatkowe potworne cierpienie. Szaleństwo Krzyża? Raczej szaleństwo miłości, które ostatecznie przemieniło całe morze cierpienia.