Dzisiejszy patron nie jest być może najbardziej rozpoznawalnym czy godnym zapamiętania świętym, ale ma z całą pewnością jedną inspirującą cechę.
Dzisiejszy patron nie jest być może najbardziej rozpoznawalnym czy godnym zapamiętania świętym, ale ma z całą pewnością jedną inspirującą cechę. Potrafił głośno i wyraźnie zaprotestować, gdy wymagała tego potrzeba chwili. Rzecz miała miejsce na synodzie w Efezie w roku 449. Św. Hilary I, bo o nim to mowa, trafił tam jako legat papieża Leona Wielkiego. W trakcie jednej z sesji doszło wśród zebranych do poważnej różnicy zdań, gdy patriarcha Konstantynopola, Flawian, odrzucił promowane przez monofizytów stanowisko, według którego boska natura Chrystusa całkowicie wchłonęła jego naturę ludzką. Myśl chwytliwa, ale sprzeczna z Dobrą Nowiną o Synu Bożym, który z miłości do ludzi stał się prawdziwym człowiekiem, a nie tylko go udawał. Dlatego patriarcha Konstantynopola zaprotestował, a pozostali uczestnicy soboru wpadli w szał i go uwięzili. Jedynym, który stanął w jego obronie, a nawet kazał odnotować swój sprzeciw wobec takiego rozwoju wypadków, był właśnie św. Hilary I, który zaraz potem musiał ratować się ucieczką. Cóż mówienie 'nie' rzadko kiedy spotyka się z poklaskiem. Jednak ów wymuszony trening asertywności bardzo mu się przydał po powrocie do Rzymu, gdy został wybrany papieżem, a synod, w którym brał udział, okrzyknięto 'zbójeckim'.