Jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków – pisze św. Paweł, wyjaśniając naturę Kościoła. Bo „ciało to nie jeden członek”. Dlatego nikt nie powinien mówić: „Nie należę do ciała” ani też jeden członek nie może powiedzieć drugiemu: „Nie potrzebuję cię”.
Tymczasem do dziś słowo „Kościół” kojarzy się ludziom z księżmi, hierarchią lub Watykanem. Do dziś też trwa rodzaj tarcia albo rywalizacji duchowieństwa z laikatem, choć oba te określenia są już poniekąd anachroniczne i powinny jak najprędzej zostać odesłane do muzeum niepotrzebnych pojęć katolickich. Zwłaszcza że „wszyscy w jednym Duchu zostaliśmy ochrzczeni” i „wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem”, co potwierdził ostatni sobór, podkreślając najwyższą godność w Kościele – chrzcielną godność syna bądź córki Boga. Nie ma większej kariery, jaką można zrobić w Kościele! Tymczasem w kręgach duchownych utrzymuje się w stosunku do świeckich pewien rodzaj myślenia i odczuwania na zasadzie my–oni. Odwrotnie też. Jak gdyby istniały dwa odrębne światy, pomiędzy którymi relacje reguluje „filozofia innego”. Oczywiście chodzi nie tyle o fakty, ile o sądy i uprzedzenia.
Polska tradycja klerykalizmu oraz antyklerykalizmu zdołała wybudować niepotrzebne mury. Ich symbolami są z jednej strony obwarowane plebanie, do których trudno znaleźć wejście, z domofonem lub pilnie przestrzeganymi godzinami przyjęć przez proboszcza, a z drugiej niedostępne wille i osiedla z ochroniarzami, gdzie ukrywają się parafianie, do których często z wielkim trudem usiłuje się dostać kapłan po kolędzie. Myślę, że znakiem podziału jest też nierówność w traktowaniu sakramentów kapłaństwa i małżeństwa. Kto chce iść do seminarium, ma powołanie. W przypadku małżeństwa słowo „powołanie” wciąż zaskakuje. Ponadto przygotowanie do kapłaństwa trwa przynajmniej cztery lata, a najczęściej sześć. Przygotowanie do małżeństwa zakłada natomiast odbycie 10-spotkaniowego kursu, nieraz zredukowanego do wyjazdu weekendowego. Przygotowanie narzeczonych prowadzą w znaczącej przewadze księża, podczas gdy trudno wciąż wyobrazić nam sobie małżonków zaangażowanych w formację przyszłych prezbiterów. Gorszym problemem dotykającym wzajemnych odniesień między chrześcijanami trwającymi w celibacie a żyjącymi w rodzinach jest patologia zazdrości i rywalizacji. Efektem tego są klerykalizacja świeckich oraz laicyzacja duchownych. Po jednej stronie barykady stają bojownicy o wyrugowanie sakramentalnego kapłaństwa z Kościoła bądź o zasadę „suwaka”, polegającą na udzielaniu święceń mężczyznom i kobietom. Po drugiej stronie znajdują się przekonani co do tego, że „świeccy zawsze byli nieprzyjaciółmi duchownych”, dlatego należy trzymać ich jak najdalej od ołtarza.
Na ostatnim soborze podkreślono prawdę o powszechnym powołaniu do świętości. Nie należy już myśleć, że świecki powinien porzucić żywioł życia cielesnego, by upodobnić się stylem do duchownych, wierni każdego stanu i zawodu są bowiem powołani w Kościele do pełni życia chrześcijańskiego oraz doskonałej miłości. Każdy ma podążać do celu wskazaną mu przez Ducha Świętego drogą i każdy jest Kościołowi potrzebny. Cel zaś każdego z nas jest jeden: pokochać Boga i w tej miłości pozostać na wieczność. •