Jedni wykręcili życiowe czasówki sięgające ponad 600 km w przejeździe bez noclegu. Inni - małżeństwo, przyjaźnie, pewność siebie. Nie mają wątpliwości: po jednej wyprawie rowerowej z drużyną "Rozkręć wiarę" nic już nie jest takie samo! W Żywcu obchodzili 10-lecie wspólnych jedenastu wyjazdów po Europie, Afryce i Azji.
Jest rok 2011. Ks. Grzegorz Kierpiec, wówczas wikary w parafii Świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza w Łodygowicach, razem z piątką młodych wpadają na - jak im się wtedy wydawało - najbardziej szalony pomysł w ich życiu. Pojechali na rowerach do Bielska, stamtąd pociągiem do Świnoujścia, a potem już na rowerach do Wilna. Pierwszy raz przekroczyli nie tylko granicę Polski, ale i wiele własnych barier. A potem już każdego roku zwiększali dystans, odwiedzając kolejne kraje, kontynenty - i to już od progu własnych domów - najpierw z Łodygowic, a potem z Żywca!
Co roku wybierali jedną, wspólną intencję Kościoła, ofiarując w niej swój wysiłek. Z czasem zaczęła z nimi jeździć Księga Intencji, do której każdy mógł wpisać swoją prośbę czy podziękowanie. Codziennie podczas wyprawy, jeden z rowerzystów miał szczególną misję - wiózł księgę na własnym rowerze.
W czasie wypraw rodziły się przyjaźnie, znajomości, a nawet… miłość, która prowadzi do ołtarza. Jubileusz dziesięciolecia uczestnicy wszystkich jedenastu wypraw RW świętowali w żywieckim Miejskim Centrum Kultury. Razem z nimi byli ich dobroczyńcy, m.in.: ks. proboszcz Grzegorz Gruszecki z żywieckiej parafii konkatedralnej, przedstawiciele władz Żywca, Radziechów-Wieprza, Jeleśni i Gilowic.
Nie byli tylko w Łodzi
W 2012 r. dojechali do Stambułu, w 2013 do Rzymu. To wtedy zrodziła się nazwa rowerowych wypraw: „Rozkręć Wiarę”. W 2014 r. pojechali do Santiago de Compostela, Fatimy i… na piaski Sahary w Maroku. W 2015 r. odetchnęli w Ziemi Świętej (polecieli tam z rowerami samolotem). W kolejnym roku trafili do Armenii i Gruzji, w następnym, 2017 - na północny kraniec Europy, na Nordkapp. 2018 to czas kolejnej trudnej, ale przepięknej wyprawy przez Alpy do La Salette, a 2019 - do Medjugorje i na Islandię.
Nie zatrzymał ich covid. W wakacje 2020 r. wyruszyli na wyprawę po Polsce. I tak urzekły ich krajobrazy, dziedzictwo wiary, kultury i tradycji ojczyzny, że w tym roku przygotowali dla wszystkich chętnych dwie wielkie wyprawy - z południa na północ i wokół granic Polski. Uśmiechają się, że nie byli tylko w Łodzi.
Mają już plan na… 2023 rok - bo już ustalili, że na rowerach pojadą na Światowe Dni Młodzieży w Lizbonie. A w tym roku najprawdopodobniej polecą do Azji i odwiedzą Kazachstan.
Pan Bóg - nasza siła
- Po tej pierwszej wyprawie stawialiśmy sobie coraz bardziej wymagające cele, pokonywaliśmy kolejne tysiące kilometrów – mówi ks. Grzegorz. – W czasie wyprawy do Wilna przejechaliśmy
Ks. Grzegorz Kierpiec - inicjator wypraw rowerowych "Rozkręć wiarę".
W czasie kolejnych wypraw, zwłaszcza panowie wyznaczali sobie kolejne dzienne rekordy do pobicia. Po 200, 260 km w grupie, rekordzistą był ks. Grzegorz z odległością 304 km . Ale młode wilki nie dały za wygraną - w tym roku ponad 600 km , bez noclegów pokonali: Adam Wawrzeczko i Tomasz Kruczek, których startem były rodzinne Łazy koło Jasienicy i Patryk Rus, który wyruszył z domu w Gilowicach. Duet dojechał nad Bałtyk w 36h, Patryk - w 42h, więc znów stawiają sobie nowe wyzwania.
Niby sportowa rywalizacja przemawia do wyobraźni najbardziej, ale w drużynie RW nie ona jest najważniejsza. - Najważniejszy jest Pan Bóg - nasza siła. Dzięki Niemu możemy bezpiecznie jechać, otwierać się na to, co On nam daje. Za bardzo nie martwmy się o to, gdzie będziemy spać, co będziemy jeść. I jeśli nawet trafiają się noclegi na ławce w parku, na boisku, to dziękujemy za nie. Zawsze jesteśmy wdzięczni za wszystkich ludzi, których spotykamy - podkreśla ks. Kierpiec.
Byliśmy jak jezioro
Do ubiegłego roku w każdej wyprawie, od początku do końca, z reguły uczestniczył jeden skład. W zeszłym ekipa zaprosiła każdego, kto ma ochotę pojeździć z nimi po Polsce na dowolnym odcinku. Dzięki temu dołączyły także rodziny z dziećmi.
- To był bardzo dobry pomysł. Na długich wyprawach bywa tak, że pod koniec już nie możemy na siebie patrzeć - śmieje się ks. Grzegorz, - A tu co jakiś czas przybywali nowi uczestnicy, wnosili sobą coś ożywczego. Byliśmy jak jezioro, które ma swój odpływ, ale i dopływ, w którym woda wciąż jest nowa i świeża. Udział rodzin też uspokaja tempo, daje więcej relaksu.
Ciąg dalszy na następnej stronie.